Żeby było jasne. W życiu nie ośmieliłbym się twierdzić, że Vincenzo Nibali jest dopingowiczem. Wręcz przeciwnie. Jeśli są jacyś zawodowi kolarze, którzy nie podpierają się dopingiem, to wśród nich jest na pewno tegoroczny zwycięzca Giro.
Natomiast kazachska firma sportowa Astana to doping w pigułce. Dowodów na to jest na kopy i nie będę tu akurat udowadniał, że nie jestem wielbłądem. Jak ktoś nie ma wiedzy w tym zakresie to niech sobie pobuszuje w Internecie.
Jest szczytem hipokryzji kiedy Winokurow, facet ewidentnie złapany na dopingu przynajmniej dwukrotnie, jest częstym gościem Eurosportu i te europejskie pseudoredaktory (jakaś Laura i jakiś Ashley, którzy mają takie pojęcie o kolarstwie jak ja o kuchni somalijskiej), z których śmieją się, jak jeden, dziennikarze z Polski, którym też w końcu niejedno można by zarzucić, robią z niego światowej sławy autorytet.
A w czym ten były (?) oficer Specnazu jest autorytetem? Na pewno w braniu dopingu jako zawodnik i w metodycznym wdrażaniu masowego jego zastosowania w zespole Astana.
Jak napisałem. Nibali w przeszłości parę razy pokazał, że brzydzi się dopingiem i żeby go nie stosować, jest w stanie zrezygnować z intratnych propozycji. I za to go można tylko cenić.
Natomiast nie wiem czy można go cenić za to, że wygrał tegoroczne Giro. Przecież ci jego kumple, czy jak kto chce rozprowadzacze, byli tak napompowani, że o mało na tych rowerach nie pękali.
Jeśli Scarponi, notabene zawodnik niemal 37-letni, potrafi prowadzić codziennie peleton przez 20 km pod górę i, w zasadzie, odpuszcza tylko dlatego, żeby na drugi dzień robić to samo, a tak naprawdę po tych 20-tu km mógłby spokojnie przyjechać drugi na metę za Nibalim, to komisja antydopingowa powinna się na niego wręcz rzucić. Tymczasem komisje antydopingowe sprawdzają, jak echo niesie, głównie tych, co do których mają pewność, że nie biorą (dlatego, na przykład dawniej tak często sprawdzano Małysza, a teraz, jak słyszę, Lewandowskiego). Natomiast koledzy Nibaliego: Scarponi, Kangert, Zeits, Fuglsang, że wymienię tylko tych w tegorocznym Giro „najmocniejszych”, hasają sobie w peletonie niczym komety po niebie. A to wyskoczą 10 minut do przodu i poczekają na swojego guru, a to zostaną 5 minut z tyłu, po czym w ciągu 3 minut odrobią dystans, a to wyprowadzą Nibaliego na ostatnią prostą i łaskawie dadzą mu wygrać. Po to, żeby nikt nie mówił, że wygrana Astany miała miejsce dzięki dopingowi, oczywiście. No bo przecież Nibali jest czysty.
Póki ludzie pokroju Winokurowa będą rządzić kolarstwem, póty uczciwych wyścigów nie będzie. Oczywiście Astana nie jest jedyną czarną owcą wśród aniołów. Jest jednak czymś takim jak Fuentes wśród lekarzy czy NRD-owcy wśród lekkoatletów. Wrzody trzeba przecinać. A dopiero potem robić inne rzeczy.
No to jeszcze słowo o całym Giro. Było wspaniałe. Mimo tej całej zdopingowanej Astany. Szkoda Kruijsvijka, który powinien wygrać ten wyścig. Świetne zawody Quick-Stepu, brawa dla Chaveza. Rafał, dysponując tak słabym teamem, wypadł bardzo przyzwoicie. Choć Contadorem czy Froomem chyba jednak nigdy nie będzie. Co, wziąwszy pod uwagę jego brak kontaktów z Fuentesem, też jest zrozumiałe. I bardziej strawne dla jego kibiców.
Inne tematy w dziale Sport