Nasz Lewandowski walnął niedawno pierwszą setę w Borussi i było wielkie halo. A jak Neill Robertson walnął setę po raz setny w sezonie to nikt o tym się nawet nie zająknie. No to muszę ja.
To pierwszy tego typu „występek” w historii snookera. Takiego „numeru” nie mają na sumieniu najwięksi reprezentanci tego sportu, włącznie z siedmiokrotnym mistrzem świata Hendrym, sześciokrotnym Stevem Davisem czy najsłynniejszym czynnym graczem czołówki, Ronnie O’Sullivanem. Oczywiście można pisać, że oprócz tego, że trzeba taką setkę 100 razy uzyskać, to jeszcze trzeba mieć po temu odpowiednią ilość okazji. Racja. Pewnie kiedyś było trochę mniej turniejów, pewnie nie wszyscy chcą w sezonie tyle razy startować.
Tylko, de facto, co to ma za znaczenie? Australijczyk pokonał, w imieniu sportowej braci, kolejną barierę. Barierę niewątpliwie wyjątkową. Coś takiego jak kiedyś 6m w tyczce albo 10s na 100m. Albo jak, co nastąpi za niedługo, 250m w skokach na mamucie. No i tyle.
Ciekawostka godna, moim zdaniem, uwagi i odnotowania.
A tak w ogóle to w Sheffield od dziś już półfinały. W jednym gra Ronnie, w drugim nasz Aussie. I taki będzie, jak sądzę od dłuższego czasu, finał. Chyba, że zaszaleje Selby. Ale, jak na mój węch, Robertson się po tej setnej setce, w końcu odblokował i wygra. A tak, a propos, to co wyprawiał przez większość meczu z Trumpem, przechodzi ludzkie pojęcie. Grał jak, nie przyrównując, ja. Jak ktoś nie oglądał to podpowiem, że nie jestem w te klocki najlepszy.
Inne tematy w dziale Sport