Czy największy? Uważam, że zdecydowanie nie. Największy był, do tej pory, rok temu, kiedy Agnieszka wygrała w półfinale z Kerber, co dało Polsce pierwszy w dziejach finał Wielkiego Szlema. Za to jej zresztą paru publicznych (i znacznie więcej niepublicznych) łachów podziękowało miesiąc później, zarzucając zupełny brak zaangażowania na igrzyskach. Co jest, mniej więcej, taką samą prawdą jak to, że Paweł Wojciechowski celowo, skacząc oczywiście bez zaangażowania, odpadł w eliminacjach skoku o tyczce. Ale to na zupełnym marginesie. Natomiast gdyby ktoś powiedział, że to największy dzień w historii naszego męskiego tenisa to ja bym w żadnym razie nie oponował.
36 lat temu ćwierćfinalistą Wielkiego Szlema w Paryżu został Wojciech Fibak, który powtórzył taki wynik jeszcze 3 razy w karierze. W dniu dzisiejszym takiego wyczynu dokonało (niemal w tym samym czasie, różnica była rzędu paru minut) dwóch Polaków. A los tak pokierował turniejem, że bez względu na to jak zagrają w ćwierćfinale to jeden z nich na pewno znajdzie się w najlepszej czwórce turnieju. A tego już Wojciech Fibak nie doświadczył.
Sytuacja tak się układa, że nawet nie chcę tego w tej chwili głośno wypowiadać. Czekajmy spokojnie na jutro, na środę i, mam nadzieję, na kolejne dni.
Jest na co czekać.
Inne tematy w dziale Sport