HareM HareM
181
BLOG

Jeszcze chwilę…

HareM HareM Rozmaitości Obserwuj notkę 0

 

Za trzy tygodnie o tej porze każdy kibic narciarstwa w Polsce będzie szykował się do obejrzenia inauguracyjnego konkursu skoków na mniejszej ze skoczni w Lillehammer. Dzień wcześniej, co prawda, Hofer wymyślił jakiś ersatz w postaci tzw. konkursu mieszanego, ale prawdziwy sezon zaczyna się w sobotę, 24 listopada.

Żeby nie było. Widzę oczywiście plusy konkursu z udziałem kobiet. Konkretnie dwa. Pierwszy, mniej istotny, bo nie dotyczy naszego kraju, że niewątpliwie przez takie konkursy będzie rosła popularność tego sportu pań, a tym samym będzie rósł poziom (na razie, oprócz dwóch, trzech skoczkiń, nie da się tego oglądać). I drugi, dla mnie dużo ważniejszy, że z powodu konkursu mieszanego mężczyźni będą mogli na następny dzień rozpoczynać sezon na skoczni średniej, co niewątpliwie pozwoli im lepiej wprowadzić się w sezon zimowy.

Trzeba było, jak widać, babskich bodźców, żeby Hofer choć trochę zmądrzał. Bo przez lata nie można się było doprosić o konkurs na małej skoczni. Były to naprawdę wyjątki. Szczególnie jak się 11 lat temu okazało, że Małysz miałby na takich skoczniach monopol na wygrywanie. I dopiero jak Małysza brakło to się okazało, że w Lillehammer można skakać nie tylko na dużym obiekcie. Dobra. Dajmy spokój Hoferowi bo i tak się z gościem porządku nie zrobi póki nie odejdzie. Wróćmy do sportu.

Przyznam, że po odejściu Małysza patrzę na skoki jakby z innej odległości. Oczywiście dalej się tym emocjonuję, ale z kilku powodów mam do tego wszystkiego większy dystans. Ale nie dlatego, że jestem czy byłem tzw. małyszomanem. Bo byłem. Tyle, że ja się skokami interesowałem dużo wcześniej. Już za czasów Napalkowa, jeżeli komuś to coś mówi. Więc chyba nie dlatego głównie. Po prostu po zakończeniu kariery przez mistrza potrafię chłodniej spojrzeć na niektóre rzeczy. Tam emocje, przynajmniej moje, sięgały często zenitu. Teraz, kiedy wygrywa Stoch czy Kot, moja radość nie jest, jak sądzę, mniejsza. Natomiast dopiero teraz, właśnie z dystansu, dobrze widzę, jakich szwindli dopuszczają się, a jeszcze większych chcą się dopuszczać, ludzie z FIS. I to mnie od skoków, delikatnie pisząc, z lekka odsuwa.

Niemniej jednak, ze względu na ponad czterdziestoletnią tradycję kibicowania tej dyscyplinie sportu, jak co roku siądę na koniec listopada przed telewizorem i odejdę od niego w marcu. Może z drobną poprawką na Wisłę, kiedy będę chciał to zobaczyć na żywca. Ale jak zobaczę, że Hofer ze swoją kliką posuwa się w tym swoim krecim tunelu coraz dalej, to się chyba faktycznie zwrócę w inną stronę. Starych drzew się niby nie przesadza. Ale same z siebie, jak chcą, to mogą. Zobaczymy. Nie widzę siebie jako kibica panczenów czy curlingu, ale tam przynajmniej nikt nie próbuje sterować wynikami.

Na razie czekam na start. Faworyci? Standard. Może Niemcy będą silniejsi niż przez ostatnie parę lat. No i, miejmy nadzieję, Polacy. Nawet z tym memłonem w roli trenera.

Pozdrawiam wszystkich kibiców skoków.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Rozmaitości