To wiadomość bardziej dla nudzących się w domu z braku innego zajęcia nibystatystyków niż dla mających swoje własne, dużo pożyteczniejsze dla świata i samych siebie, sprawy normalnych kibiców. Ponieważ ja, mimo ogromnych wysiłków pana Tuska i jego ferajny, zaczynam niebezpiecznie i coraz wyraźniej dryfować w tę pierwszą stronę (jeśli nic się nie zmieni to jeszcze góra 15-20 latek i emeryturka jak ta lala, hłe, hłe, hłe), nic dziwnego, że zaglądam, z nudów oczywiście, w okolice różnych danych statystycznych. Co zresztą, w dobie dzisiejszego internetu, nie jest specjalnie trudne.
Tak czy inaczej. Przeczytałem, że strzelona wczoraj przez Roberta Lewandowskiego zespołowi Schalke Gelsenkirchen bramka jest dokładnie trzydziestą trzecią w historii jego ligowych występów w drużynie z Dortmundu. No i mi wyszło, że nasz reprezentacyjny napastnik strzelił już był dla niemieckiego pracodawcy więcej goli niż dla swojego poprzedniego klubu. Czyli dla poznańskiego Lecha. Grając bowiem w Ekstraklasie zaaplikował przeciwnikom „Lokomotywy” o jedno trafienie mniej.
Można dyskutować gdzie Polak jest skuteczniejszy. Na strzelenie rzeczonych 32 goli dla poznaniaków potrzebował, jak się okazuje, tylko 58 spotkań. Natomiast wczorajszy mecz był jego 74 ligowym występem w barwach Borussi. Tyle że, jak pamiętam, w swoim debiutanckim sezonie w żółto-czarnym stroju nasz "Bobby" bardzo długo grał ogony. Co w Poznaniu, zdaje się, nie miało miejsca w ogóle albo było zjawiskiem nader rzadkim.
Oczywiście jak się popatrzy na statystyki najlepszych aktualnie napastników globu to lepiej nie snuć żadnych porównań (przykładowo taki Messi strzelił wczoraj w sezonie 11-tą ligową bramkę, a była ona jednocześnie jego 180-tym trafieniem dla Barcelony tylko w La Lidze). Tym niemniej to, że polski piłkarz strzela w zbliżonym czasie więcej bramek w Bundeslidze niż w Ekstraklasie jest, wydaje mnie się, czymś godnym odnotowania. Tak ze względów historycznych jak i w ogóle. Świadczy to, wbrew tym wszystkim pojawiającym się ostatnio antylewandowskim, internetowym i nie tylko, wrzaskom i komentarzom, zdecydowanie o jednym. Mamy, po latach, rzeczywiście snajpera międzynarodowej klasy. Myślę, że nie strzelam w płot kiedy piszę, że ostatnim takim „dziwacznym” przypadkiem był wśród naszych napastników Andrzej Juskowiak.
A że Lewy nie strzela w reprezentacji? Cóż. Juskowiak, na ten przykład, też nie strzelał wiele lepiej. Zresztą. To jest bardziej sprawa Fornalika niż piłkarza. Trzeba tak ustawić zespół, żeby zaczął grać na najlepszego strzelca. Smudzie to nie wychodziło. Fornalikowi, na razie, też. Ale Klopp też miał z tym z początku problemy. I teraz, po przyjściu Reussa, też je poniekąd zaczyna mieć. Musi je szybko rozwiązać, bo jak tego nie zrobi to dalej Furtok będzie tym polskim piłkarzem, który w Bundeslidze będzie miał na koncie najwięcej strzelonych bramek. Bo coraz bardziej mi się zda, że w przyszłym sezonie Lewandowskiego ani w Borussi, ani w żadnym innym niemieckim klubie, już nie będzie.
Inne tematy w dziale Sport