W moim rodzinnym Raciborzu zakończył się był przed jaką godziną mecz 1/16 babskiej Ligi Mistrzów. Po tym co oglądnąłem nie jestem przekonany czy tytuł, jakim opatrzyłem ten post, w pełni oddaje odległość jaka dzieli najlepszy polski kobiecy zespół klubowy od europejskiej czołówki.
Po owocach oceniając możnaby było napisać, że mistrz Polski, Unia, zagrała w pucharach jak jej męski odpowiednik Śląsk. W końcu efekt występu taki sam. Wrażenie też. Ja bym się jednak w tego typu porównania nie bawił. Nie wypada.
Nasza damska piłka nożna raczkuje. Zastanawia tylko, że aż tak długo. Nie garną się, się mnie wydaje, sponsorzy. Tym tylko mogę wytłumaczyć, że moja ekstraordynaryjnie prowincjonalna Unia przez cztery lata z rzędu jest najlepsza w Polsce. Inaczej nie umiem. Pytanie czy jeżeli ktoś raczkuje przez cztery lata to czy on się aby normalnie rozwija. I tu stwierdzam, że się mnie nie wydaje. A trochę się znam, bo sam mam dzieci.
Profesjonalistą z prawdziwego zdarzenia jakiego widziałem na tym meczu był niewątpliwie lekarz drużyny gospodarzy. Znam go. Dobry chirurg. Bardzo się cieszę, że dziewczyny mają fachową pomoc medyczną. Tym niemniej wolałbym zobaczyć również wśród nich parę profesjonalistek. Za gwiazdę zespołu robiła przed meczem Murzynka. Cóż. Bramka ładna. Ale żeby gwiazda? No chyba żeby, jak już żeśmy do tego Śląska na początku nawiązali, Milę też za gwiazdę uznać. To tak. Gwiazda ligowa. Tylko, że potem jest mecz z jakimś Rapidem Bukareszt albo, jeszcze gorzej, babskim Wolfsburgiem i gwiazdy bledną. No i przychodzi nam „podziwiać” znajomego doktora. Tylko że jego to ja se mogę w przychodni pooglądać. Nie muszę chodzić na stadion. Już chciałem dodać „i płacić za bilet” ale, na szczęście, mi się przypomniało, że w tej edycji za darmo były. Przynajmniej tyle. Bo jakby jeszcze za to, że nam Niemki plują w twarz trzeba było płacić to już bym chyba nie strawił:).
Inne tematy w dziale Rozmaitości