Ten prowokacyjny na pierwszy rzut oka (i to wcale nie z lekka) tytuł, nie jest tak do końca pozbawiony sensu. Raz, że gdyby nie stosowana w swoim czasie zupełnie niezrozumiała polityka Polskiego Związku Tenisowego, to faktycznie bylibyśmy teraz, przynajmniej wśród kobiet, być może najsilniejszym teamem globu mając, oprócz Radwańskich, w swoich szeregach Woźniacką, Kerber, a może i Lisicką. Kto by wtedy mógł z nami stanąć do walki o babski Puchar Davisa? Ale ja o czym innym.
Otóż. Na oficjalnej stronie Roland Garros wysznupałem tabelę wyników, gdzie podawana jest dotychczasowa łączna skuteczność zawodników i zawodniczek poszczególnych krajów w tegorocznej edycji zawodów jak chodzi o stosunek ich zwycięstw i porażek. I co? I na razie, po właśnie kończącej się pierwszej rundzie ceglanego turnieju Wielkiego Szlema wychodzi na to, że najskuteczniejszym zespołem tej rundy jest… Kto? Rosja? USA? Gospodarze? A może bardzo silne Czechy albo Niemcy czy Australia? Nie, proszę państwa. Na pierwszym miejscu jest Polska!
Ta klasyfikacja ma, oczywiście, dużo mniej wspólnego z faktyczną sytuacją w światowym tenisie niż, na przykład, pozycja naszych piłkarzy w światowym rankingu FIFA. Jest natomiast faktem, że nie kłamie. To Polska ma w paryskim turnieju trzech reprezentantów i cała ta trójka pozostaje po pierwszej rundzie w turnieju. 100%J. Są jeszcze inne nacje, które też w całości grają dalej, ale tylko te, które przysłały do Paryża co najwyżej dwóch zawodników. Przodujemy więc na świecie w kolejnej mierzalnej kategorii!
Nie wiem jak długo potrwa ta sytuacja (oby jak najdłużej), ale jedno jest pewne. Nawet gdyby cała nasza trójka odpadła, co nie jest wykluczone, w drugiej rundzie, to i tak nasz współczynnik w tym zakresie będzie już w tym turnieju lepszy niż ten, który uzyskają Czesi czy Amerykanie (przed chwilą odpadła w sensacyjny sposób młodsza Williams!). Za rządów kogokolwiek innego niż Tusk nie do pomyślenia! Nasz skromny, cichy i stojący jak zawsze w cieniu bohater!
Inne tematy w dziale Sport