“Przegląd Sportowy” nominował 25 kandydatów do tytułu polskiego “Sportowca Roku”. Z tej 25-tki będziemy wybierać 10-ciu najlepszych.
Dla mnie sytuacja jest dość prosta i to nie tylko dlatego, że największe sukcesy odnieśli w tym roku sportowcy reprezentujący dyscyplin, które mi osobiście wydawały się zawsze jednymi z najatrakcyjniejszych.
Nagradzać w takich sytuacjach należy tych, którzy zwyciężyli konkurencję na najbardziej prestiżowych imprezach. Taka była w tym roku tylko jedna. Justyna Kowalczyk zdobyła tam trzy medale, w tym raz z jej powodu dane nam było, po raz pierwszy od 38 lat, posłuchać w zimie Mazurka. Adam Małysz, na skutek zakulisowych manipulacji FIS, Mazurka z lasu nie wywołał, ale dwóch sreber już mu się międzynarodowym “działaczom” wyrwać nie dało. Tomasz Gollob ukoronował fantastyczną karierę w niemniej fantastyczny sposób kilkakrotnie jadąc zawody jak prawie nikt w historii.
Przykro mi, ale pozostali, włącznie z mającymi na koncie ogromne sukcesy w tym sezonie lekkoatletami, których (a propos) zawody najbardziej mnie zawsze emocjonują, odpadają w przedbiegach. Mimo niewątpliwych i autentycznych dokonań w swoich dziedzinach. Wybór jest w tym roku, po prostu bardzo prosty i, wydawałoby się, ewidentny. “Znaj proporcje mocium panie” możnaby rzec.
No i teraz przydługa uwaga końcowa, z powodu której zasadniczo ten post powstał. Na szczęście sukcesów nie odnotowali w tym roku polscy piłkarze. Praktycznie żadnych. Jest to jakiś tam powód do tego, by mieć nadzieję, że w 10-tce najlepszych polskich sportowców za ten rok też ich nie będzie. Choć ja bym sprawy nie przesądzał. W roku pańskim 1996, a był to również rok olimpijski, w którymś z plebiscytów, nie pamiętam już przez kogo organizowanych, zwyciężył zdecydowanie piłkarz Marek Citko. Wygrał, bo strzelił bardzo ładną bramkę w meczu Ligi Mistrzów z Atletico Madryt oraz, mniej ładną, Anglikom na Wembley. Siłą rzeczy takie drobne fakty jak olimpijskie złoto (przypadków takich było, jak niektórzy pamiętają – siedem), o innych kolorach medali oraz o zwycięstwach w imprezach rangi mistrzostw świata nie wspominając, nie mogły z tymi bramkami, wg gazetowej gawiedzi, konkurować.
No, ale Citko był wśród kandydatów. Teraz żadnego piłkarza tam nie ma. Fani piłki nie powinni jednak tracić nadziei. A nóż widelec redakcja, w trosce o frekwencję plebiscytową, wrzuci tam jednak, na przykład, Roberta Lewandowskiego. Za dwie bramki z Wybrzeżem Kości Słoniowej i cztery w Bundeslidze. Też na przykład. I potem, po podliczeniu głosów okaże się, że zwyciężył. Wyprzedzi Kowalczyk i Małysza. W końcu wiślak nie zdobył nawet olimpijskiego złota, a Kowalczyk, i to z wielkim bólem, zaledwie jedno. No więc z czym do ludzi?
Inne tematy w dziale Rozmaitości