Co można myśleć o zespole, który rzuca co chwilę pod nogi kłody własnemu zawodnikowi? My, Polacy, mamy doświadczenie w tym względzie. Wiemy dokładnie co wyprawiało BMW z Kubicą. Nie powinno nas więc dziwić to, co robi obecnie Red Bull. A jednak dziwi. Po pierwsze Webber to reprezentant tzw. zachodu. Wydawałoby się, że szeroko rozumianych anglosasów, w dodatku z niemieckim nazwiskiem, to reprezentanci pangermanizmu jednak powinni w jakiś sposób szanować. Po drugie. To jest sama końcówka sezonu, a nie jak w wypadku Kubicy środek. Szanse Red Bulla na mistrzostwo były jeszcze tydzień temu niemal pewne, a i teraz są duże. Ale, moim zdaniem, będzie problem.
Mark Webber, który parę razy musiał przełknąć ślinę patrząc jak team ewidentnie sprzyja Vettelowi, nie odpuści. A sytuacja jest taka, że tylko on może pokonać Alonso, jeśli ten przyjedzie do mety trzeci, mając przed sobą tylko kierowców Red Bulla.
Alonso do mety trzeci przyjedzie na pewno. Massa odpuści, a Mc Lareny nie są chyba w stanie powalczyć ani z Red Bullem ani z Ferrari. Red Bullowi stawiającemu na Vettela pozostaje jedno. Liczyć, że Alonso nie dojedzie do mety. A więc liczyć na awarię bolidu Hiszpana albo na nieodpowiedzialność Hamiltona. Red Bullowi stawiającemu na Webbera wystarczy dużo mniej. Żeby Webber dojechał pierwszy a Vettel drugi. Patrząc na wyniki niedzielnego wyścigu jest to stosunkowo nietrudne. Pytanie czy jest to, z punktu widzenia szefów austriackiej stajni, możliwe do strawienia.
Obawiam się, że niekoniecznie. Będą cały czas wieźli Vettela na pierwszym miejscu i liczyli, że coś się przytrafi Alonso. Bo jak co to tytuł mistrza świata konstruktorów już mają.
Ale wtedy zasadnie wkurzony Webber też może wywinąć numer. I to niezły.
Byłyby jaja nieziemskie.
Inne tematy w dziale Rozmaitości