W ostatnią sobotę brałem udział w klasowym spotkaniu. Cyknęła nam okrągła, nie powiem, rocznica matury. No i trochę nas w umówione miejsce przyszło. W umówione czyli na cmentarz, bo aż troje z nas już, niestety, nie żyje. Potem udaliśmy się do zamówionego zawczasu lokalu.
Było bardzo miło i przyjemnie. Do tego stopnia, że pozwoliłem sobie na głośną uwagę na ten temat i dodałem, że jest to, być może, pochodna tego, że nie rozmawiamy o polityce. No i wywołałem wilka z lasu.
Jedna z osób, notabene spóźniła się na spotkanie i dotarła dopiero do lokalu, postanowiła zabłyszczeć. Widać innego sposobu na błyszczenie nie potrafiła znaleźć więc stwierdziła, że opowie, jak to ujęła, “dowcip”. Polityczny, znaczy. No i opowiedziała. Wyglądało to, mniej więcej, tak. “Wiecie co oznacza skrót PiS? Nie wiecie? Polecieli i Spadli”. Mnie zmroziło. Rozejrzałem się wokół. Wszystkich pozostałych też. Nikt tego nawet nie skomentował. Każdy dyskretnie spojrzał na sąsiada i wrócił do poprzedniej rozmowy. W mojej byłej klasie licealnej są ludzie o skrajnie różnych poglądach politycznych. Od lewa do prawa. Ale w jednej chwili klientkę objął ostracyzm. Mimo to musiało trwać godzinę, żeby pani zrozumiała, że najlepiej opuścić towarzystwo.
Z jednej strony tylko się cieszyć. Jest jeszcze jakieś elementarne poczucie przyzwoitości w narodzie. Zaraz potem nachodzi człowieka jednak myśl inna. Wąskie grono klasowe to nie naród. Co widać po wynikach różnych sond.
Stwierdzam jedno. Moja klasa to nie jest reprezentatywna próba, na której możnaby było zrobić jakiś test z serii “badanie opinii społecznej w Polsce”. I dlatego jesteśmy do odstrzału. Mimo, ze mamy swojego dyżurnego Palikota.
Inne tematy w dziale Polityka