Tyle czasu sportowa Polska czekała na drugi mistrzowski tytuł indywidualnego mistrza świata w jeździe na żużlu. Nawet więcej, bo Jerzy Szczakiel, o ile pamiętam, zdobył go na samym początku września, a dziś, chwała Bogu, mamy już prawie październik.
Tomasz Gollob na swój tytuł czekał trochę krócej. Od 15-tu, mniej więcej, lat jeździ w ścisłej szpicy żużlowej elity. Pierwszy medal MŚ zdobył lat temu trzynaście. W roku 1999 był tego tytułu najbliżej. Odebrał mu go wypadek i kontuzja, jakiej doznał w mniej prestiżowych zawodach na kilkanaście dni przed decydującymi wyścigami tamtego sezonu. Potem cały czas w czołówce, choc w latach 2002-2007 bez medalowych efektów. I wielki pochód ostatnich lat: brąz w 2008, srebro w 2009 i dzisiaj, w wieku 39 lat, największy sukces w życiu.
Po wczorajszym wyczynie naszego najlepszego w historii żużlowca można już, bez posądzania o brak znajomości proporcji, napisać jedno. Tomasz Gollob dla światowego żużla jest tym, czym Adam Małysz dla światowych skoków.
Ale cośmy się na to naczekali, to nasze:).
Inne tematy w dziale Rozmaitości