HareM HareM
358
BLOG

Nad czym te zachwyty?

HareM HareM Rozmaitości Obserwuj notkę 14

Oglądałem wczoraj 67 minut meczu Juventus-Lech. Po strzeleniu trzeciej bramki dla Włochów nie wytrzymałem i pudło wyłączyłem. Nie wiem jak wyglądała sytuacja przez ostatnie 23 minuty. Ale wiem, jak wyglądała do tego momentu.

I dlatego nie mogę zrozumieć czym się tu można podniecać. Przepraszam. Dwoma faktami można. Tym, że Lech zremisował na wyjeździe ze słynną kiedyś, choć beznadziejną obecnie, drużyną i skutecznością Rudniewsa. Natomiast sama gra Lecha, może poza kilkuminutowym okresem w pierwszej połowie, nie powinna wzbudzać innych reakcji niż irytacja (tych, którzy Lechowi kibicują) albo złośliwe uśmiechy tudzież politowanie (tych, o których nie można tego powiedzieć).

To co pokazali defensorzy Kolejorza, na czele z hołubionym, od dawna nie wiadomo za co, Arboledą to jest po prostu niebywałe. Gra na przedpolu Kotorowskiego każe widzieć w nim kandydata do reprezentacji (takie bramki puszcza bowiem jeszcze tylko Fabiański, który najprawdopodobniej za to znajduje się w kadrze Smudy, bo żaden inny powód nie przychodzi mi do głowy).

Mecz dwóch słabiutkich zespołów. Błędy obrońców Juventusu równie nagminne co Lechitów. Takich wystaw, jakie serwowali oni poznaniakom należałoby tylko życzyć w zbliżających się mistrzostwach świata w siatkówce Pawłowi Zagumnemu.

Jestem, przyznaję, w nieszczególnym nastroju. W takim, mniej więcej, jak zięć oglądający spadającą w przepaść teściową siedzącą w jego, ciężką pracą zdobytym, samochodzie. Cieszę się, że Lech zdobył punkt w Turynie. Ale styl, w jakim to zrobił, budzi moje ogromne obawy. Obawy co do tego, czy to nie będzie ostatni punkt zdobyty w tegorocznych rozgrywkach Ligi Europejskiej.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (14)

Inne tematy w dziale Rozmaitości