Dosłownie rzecz biorąc. Tak się złożyło, że w ubiegły piątek przebywałem w Monachium. Kumpel, który mnie tam zaprosił usłyszał w południe w radio, że wieczorem Bayern zagra sparing z Realem. Kiedyśmy się spotkali koło pierwszej, stwierdził, że jak wyjedziemy po siódmej wieczór (mecz zaczynał się o 21-szej) to spokojnie zmieścimy się w czasie. Do Allianz Arena, z miejsca gdzie mieszka kolega, jest kilkanaście kilometrów, więc żeby nie skrewić postanowiliśmy pojechać samochodem. Odpowiednio wcześnie wróciliśmy z przepięknego Nymphenburga, nawet skróciliśmy nieco oglądanie rozległych ogrodów, zjedliśmy małe co nieco i wyruszyliśmy z odpowiednim nastawieniem. Znaczy ja – kibic Realu, gospodarz – zdeklarowany miłośnik Bayernu, mój młodszy zstępny – zdeklarowany wróg Realu z powodu Barcelony i drugi kumpel z klasy, któremu było dokładnie wszystko jedno i dla którego równie dobrze zamiast Realu czy Bayernu mogła grać tu żeńska drużyna mistrzyń Polski z Raciborza. On tu przyszedł tylko i wyłącznie żeby zobaczyć duży stadion z dużą widownią.
No i w tym jest przysłowiowy sęk. W tej widowni. W środku sezonu urlopowego, wtedy kiedy, wydawałoby się, na trybunach powinno być luźno, kiedy jeszcze nie zaczęła się liga, a zespoły dopiero przymierzają się do sezonu, prawie na godzinę przed meczem w kasach nie było biletów! Na stadionie zasiadł komplet. Siedemdziesiąt tysięcy ludzi. Poszliśmy jeszcze pod stację metra gdzie, wg kolegi, miały stać konie z biletami, ale te miały tylko pojedyncze egzemplarze, więc nic z tego nie wyszło.
Finał był taki, że trza się było obejść wielkim smakiem, mimo że niewątpliwa przyjemność, w postaci możliwości przyjrzenia się dwóm tej klasy zespołom i atmosferze panujacej na takim meczu, była na wyciągnięcie ręki. Zostało jedynie kupić młodemu koszulkę z Lahmem, trzasnąć sobie fotkę z policją konną (i tak je musiałem potem zlikwidować, bo było nieostre) i świecącym na czerwono stadionem oraz zapłacić 10 EURO za parking, bo płaci się za wjazd, bez względu na efekt.
Wróciliśmy do domu na końcówkę drugiej połowy. Więc widziałem Ronaldo i inne gwiazdy, ale na ekranie. Nie wiem czy kiedykolwiek będę jeszcze tak blisko obejrzenia tak bogatego w piłkarskie sławy meczu. Gdyby nie, to rzeczywiście będzie czego żałować.
Inne tematy w dziale Rozmaitości