Dwa lata temu wydawało się, że po wielu sezonach totalnej posuchy raciborska lekkoatletyka doczekała się w końcu następcy Krzysztofa Zwolińskiego. Mija 30 lat kiedy sprinter Victorii wraz z Duneckim, Licznerskim i Woroninem wywalczył srebro w Moskwie.
Nie licząc rekordu Polski Bułkowskiej, wkład Raciborza w rozwój polskiej lekkiej atletyki od igrzysk 1980 roku do czasu pojawienia się Artura Nogi był dość wątły. Jego piąte miejsce w Pekinie narobiło apetytów i pobudziło wyobraźnię. W zeszłym roku biegał nieco słabiej, ale na kilka tygodni przed mistrzostwami Europy, szczególnie po świetnym występie w Stanach wydawał się być pewnym kandydatem do medalu w Barcelonie. Dziś okazało się, że na medal jeszcze nie czas. Byłoby po prostu niesprawiedliwe gdyby go zdobył. Przy takim starcie i wejściu w rytm dopiero na trzecim płotku trudno stawać na podium największych imprez.
Nic to. My, raciborzanie, należymy do ludzi cierpliwych. Umiemy czekać. Czekamy na medal trzydzieści lat to i rok dłużej bez medalu też wytrzymamy. Bo talentu na miarę medalu mistrzostw świata czy igrzysk olimpijskich Arturowi Nodze odmówić na pewno nie można. I ten medal zdobyć kiedyś musi.
Inne tematy w dziale Sport