HareM HareM
947
BLOG

Malowanie balkonu

HareM HareM Rozmaitości Obserwuj notkę 12

Zasadniczo, do tej pory, czynność ta wydawała mi się może niezbyt rajcowną, ale na pewno nie taką, przed którą bym się chował. Parę razy w zyciu się to robiło w końcu.

Ponieważ moja małżonka, szanowna zresztą, opuszczając mnie (chwilowo jedynie, a w zasadzie na dwa tygodnie, jakby się kto pytał) rzuciła, mimo woli, ”...no i balkon mógłbyś smarnąć. Ze dwa razy najlepiej, będzie ładniej wyglądał...” to zrozumiałem, że mnie to, tak czy tak, w tym roku nie ominie. A że już wolę kiedy przy takiej robocie nikt nade mną nie stoi i na ręce nie patrzy, więc się zdecydowałem.

Postanowiłem, że nie od razu, ale w tym tygodniu. 29-tym, znaczy. Czyli drugim, licząc kiedy żony nie ma. Ale, jak wiadomo, jest Tour de France. A do pracy też trzeba chodzić. No i w nocy malować dość niezręcznie. Więc się zbierałem od poniedziałku jak wilk do jeża. Wyczaiłem, ze w środę w Tour de France jest przerwa. No. To od razu miałem usprawiedliwienie na poniedziałek i wtorek. Tyle, że zdążyłem załatwić sprzęcicho i rozglądnąć się za farbą i takimi tam. Inaczej. Zaklepać se, że w środę to pierwsze pożyczę, a to drugie w odpowiedniej ilości i jakości w konkretnym miejscu kupię. Bo przecież nie będę kupował i tracił czasu, pomyślałem, we wtorek kiedy wyścig wjeżdża akurat na Col du Tourmalet. Ma w końcu człowiek priorytety.

No, ale wczoraj to już byłem bez wyjścia. W TdF zrobili planową przerwę. Pogoda też nie pozwalała na nadzieję. Jakąkolwiek. Wracając z pracy już z załatwionym (tam właśnie) sprzęcichem, kupiłem tę farbę i, na domiar złego, gruntówkę jeszcze i pojechałem do domu na ścięcie. Po drodze wstąpiłem do spożywczaka, bo przecież bez jedzenia ani rusz. Jak wychodziłem ze sklepu zaczęło lać. Pomyślałem, że szczęśliwym trzeba się urodzić. Szybko wypakowałem wszelki zakupiony towar i swińskim truchtem pobiegłem do mamy, sprawdzić czy może znajdzie się u niej dla mnie jakiś obiad. Mama niedaleko mieszka, więc ten deszcz mi wcale nie przeszkadzał. Wręcz przeciwnie.

Obiad się znalazł. Niestety, już w trakcie jedzenia sytuacja stała się krytyczna. Deszcz przestał padać równie szybko jak zaczął, a ja zostałem bez usprawiedliwienia jakbym tak tego nie pomalował. I zostało mi albo się sprężyć, albo nie oglądać czwartkowego etapu. Piątek bowiem odpadał, gdyż udaję się w podróż. Odebrać żonę, żeby było śmieszniej. No to się zerwałem i świńskim truchtem, już w słońcu w drugą stronę. Słońce, jakby na złość, przestało mocno świecić, co w kontekście tego, że zależało mi na szybkim schnięciu po każdym malowaniu (balkon jest duży, a malowania trzy – raz unigruntem, dwa razy farbą), dodatkowo nastrajało pesymistycznie.

Co przeżyłem to moje. Jeszcze nigdy tak źle mi się nie malowało. Po położeniu pierwszej warstwy, która w sumie poszła najszybciej i najsprawniej, wydawało mi się że umieram. A to była jedna trzecia roboty! Mniej, biorąc pod uwagę, że każde kolejne malowanie musi być jakościowo lepsze. Pierwszy raz malowałem sufit wałkiem na sztylu. Niech szlag trafi! Po kilku pociągnięciach wróciłbym do tradycyjnego pędzla. Problem w tym, że go nie miałem, bo przecież wyposażyłem się w wałek. To po co mi był pędzel? A pędzlem-wykańczakiem to mógłbym se ten balkon malować do piątku. Wielkiego.

Jak te moje męki wreszcie dobiegły końca to byłem jeszcze bardziej zmaltretowany niż ten wałek, którym malowałem. Farba gęstniała z każdą minutą (w końcu środek lata i temperatura jaka jest każdy widzi) i coraz gorzej się rozprowadzała. Ten głupi wczorajszy balkon kosztował mnie więcej niż wszystkie malowania w życiu do tej pory.

I, jakby tego wszystkiego było mało, to dzisiaj będę musiał posprzątać po malarzu! Pamiętam na studiach, Niezła fucha była. Sprzątanie po malarzach. Można było dorobić. Teraz nie dostane od żony ani grosza. W końcu po sobie samym będę sprzątał. Muszę się tylko zwolnić dwie godziny szybciej z pracy, żebym o TdF nie zahaczył.

Ostatni raz. Więcej już niczego nie pomaluję. No chyba, że obraz.

Chyba się starzeję.

 

 PS

 Takie dziwactwa mojej małzonki, szanownej zresztą, jak jakiś z księżyca wzięty kolor ekri oczywiście w tekście celowo pomijam.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (12)

Inne tematy w dziale Rozmaitości