HareM HareM
79
BLOG

Szukając ukojenia w statystykach...

HareM HareM Rozmaitości Obserwuj notkę 21

Jakoś różne rzeczy trzeba próbować przetrzymać. Ja, w ramach starań o w miarę łagodne lądowanie po, przyznaję, zupełnie niemożliwym dla mnie do ogarnięcia i zrozumienia wyniku zawodów niekoniecznie kojarzonych ze sportem, postanowiłem uciec w świat statystyk. Czemu akurat związanych głównie z krajem naszych zachodnich sąsiadów, i to jeszcze dotyczących akurat ich sukcesów, i do tego w dziedzinie życia niezwykle popularnej, to Bóg jeden raczy wiedzieć. Wytłumaczenie może być tylko jedno. Widać organizm podskórnie czuje, że wszystko lepsze od rozmyślania i analizowania przyczyn wydarzeń pozasportowych. Bo mógłby dojść człowiek do wniosków, po których sepuku byłoby najlepszym i najłagodniejszym rozwiązaniem.
No więc z zespołów, które pozostały jeszcze na placu boju, Niemcy nie mają sobie równych. Nie licząc edycji obecnej, rozegrano dotąd 18 finałów MŚ w piłce nożnej. Ośmiu nie widziałem w ogóle. Pozostałe, za wyjątkiem MŚ w Meksyku, z których zapamiętałem zaledwie kilka meczów, i to oglądanych w telewizorze leżącym na boku (wtedy był najlepszy obraz), praktycznie w całości.  Więc, jakby nie liczyć, to są moje 11-te mistrzostwa. Liczba na tyle duża, że można suche statystyki odnieść do rzeczywistości. I odwrotnie. Proszę Państwa. Ja Niemców szczerze nie lubię. Ale to nie zmienia faktu, że to jest najsolidniejszy i najbardziej niezawodny zespół w historii mistrzostw świata. Na 10 finałów, które oglądałem tylko trzykrotnie Germania nie zdobyła medalu. We wszystkich tych trzech przypadkach gracze znad Renu i tak byli przynajmniej w ćwierćfinale. Co tam! Na 16 finałów, w których startowali (teraz występują po raz 17-ty) tylko raz, w roku 1938, odpadli w 1/8. W strefie medalowej byli aż 11-krotnie i z tego tylko raz, w Szwecji, nie zdobyli medalu. Mają, co prawda, na koncie mniej tytułów mistrzowskich niż Brazylijczycy czy Włosi, ale bilansem ogólnym przebijają nawet Canarinhos.
Oczywiście Niemcy nigdy nie grali tak cudownie jak zawodnicy Argentyny czy Brazylii. Oni nawet nigdy nie grali tak pięknie jak Polacy w roku 1974. Mieli, wydawało się czasem, dużo szczęścia. Ale to nie było szczęście. To była niesamowita wola zwycięstwa poparta ogromną wytrzymałością i sporymi, jednak, umiejętnościami w zakresie gry zespołowej. I przekonaniem o swojej wyższości. Tego ostatniego im zresztą, jak wiemy, nigdy nie brakowało.
W porównaniu z osiągnięciami piłkarzy zza Odry sukcesy pozostałych 3 półfinalistów wyglądają dość mizernie. Szczególnie w latach, które znamy z autopsji. Ci poniżej trzydziestki pamiętają co najwyżej czwarte miejsce Holendrów we Francji. Ci, którym nie pomarli we wczesnym dzieciństwie rodzice, mogą (jak któregoś ojca weźmie na wspomnienia) posłuchać o wspaniałej drużynie Holendrów z lat siedemdziesiątych i jej dwukrotnym wicemistrzostwie. Ewentualnie o świetnym  występie Urugwaju w Meksyku w roku 1970. Tych, którzy widzieli dwa największe sukcesy Urugwajczyków praktycznie już nie ma. A przynajmniej ich się mało widuje. Tak jak i tych, którzy oglądali jedyny Mundial z udziałem Hiszpanów w strefie medalowej. Zakończony zresztą tylko (czy aż) czwartym miejscem.
Jak wiemy historia jest czymś niezmiernie ważnym, ale często nijak ma się do współczesności. Więc?
Jak to mówił Lineker: „Futbol to taka gra w której za piłką biega 22 facetów, a na końcu i tak wygrywają...” Hiszpanie?:).

 

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (21)

Inne tematy w dziale Rozmaitości