HareM HareM
148
BLOG

Linette i Świątek dobiły do Janowicza i Kubota

HareM HareM Tenis Obserwuj temat Obserwuj notkę 1
Prawie, bo Miami to jednak nie Wimbledon

Dwa różne zupełnie mecze, ten sam efekt.

Na meczu Magdy człowiek nie miał czasu się denerwować. Szczególnie jak równolegle oglądał biegające po Narodowym niemoty, nie potrafiące sobie poradzić z reprezentacją jeszcze słabszą od Litwy. Ponieważ jestem już stary i muszę o siebie dbać, to postanowiłem, że w trosce o swoje i czytelników zdrowie psychiczne, tekstu o kopaczach spod znaku Probierza tym razem wszystkim oszczędzę.

Magda miała dużo szczęścia. Trafiła na wyjątkowo słabo dysponowaną Gauff. Muszę przyznać, że tak beznadziejnej Coco nie widziałem dawno. Ale to jest jej problem, nie sobie z tym radzi beze mnie. Linette chwała za to, że umiała tę niedyspozycję rywalki wykorzystać. Bardzo dobrze, że to się skończyło w dwóch setach, bo zostało dużo energii na Paolini. Mecz z Włoszką będzie na pewno o niebo trudniejszy. Ona poniżej pewnego poziomu nie schodzi nigdy. Nie stać ją na takie fajerwerki jak Coco, ale też takiej lipy jak dzisiaj Amerykanka, kiedy bym Włoszki nie oglądał, nie odstawiała. Trzeba więc będzie dać z siebie wszystko i zagrać swój najlepszy tenis. I, wcale nie po cichu, widząc jak grała Magda w poprzednich meczach, na to liczę. Nie wiem czy to pozwoli mecz wygrać, ale ważne żeby nie pęknąć. Trzymamy kciuki.

Teraz Iga. Cóż. Z punktu widenia neutralnego kibica jej mecz musiał być wyjątkowo emocjonujący i ciekawy. No bo skoro w secie pierwszym jedna z zawodniczek jest aż trzy razy przełamywana i za każdym rzem po takim przełamaniu następuje przełamanie odwrotne, to chyba możemy mówić odużych emocjach, prawda? A potem jeszcze tie-break zakończony wynikiem 7:5. Drugi set, pod względem emocji, też niewiele gorszy. Dwa przełamania z jednej, trzy z drugiej strony. Więc neutralny kibic miał ekstra. Kibic Igi Świątek, a zdaje się do nich należę, nieco gorzej. Sinusoidalne nastroje nie są bowiem najlepszą formą wypoczynku. Szczególnie nocnego. Świetną momentami grę Polka przplatała, chwilami irytującym, brakiem precyzji i niedokładnością wyglądającą na niefrasobliwość. Pocieszmy się. Kibice Ukrainki mieli o wiele gorzej. Przynajmniej na koniec.

Mamy dwie Polki w ćwierćfinale tysięcznika. Po raz drugi w historii i po raz drugi w ciągu niecałego pół roku. Teraz pora pobić największy zespołowy sukces w kategorii open, jaki polski tenis zanotował w roku 2013, kiedy to w ćwierćfinale Wimbledonu spotkali się Janowicz z Kubotem. Wygrał ten pierwszy i awansował do półfinału. Poległ w nim z Murrayem mimo wygranego pierwszego seta. Pamiętam dokładnie, bo oglądałem ten półfinał w Peszcie, stojąc na ulicy pod knajpą (z telebimem w środku), będąc 100 albo 200m od Bazyliki Św. Istvana. Minęło 12 lat i oto na Florydzie panie mogą ten wynik naszych już emerytów poprawić.

Dużo lepiej wyglądają oczywiście, obiektywnie patrząc, szanse Igi. Na jej drodze do półfinału staje 140-t w rankingu Filipinka. Dziewczyna, która bardzo niedawno temu kończyła szkółkę Nadala i, podczas odwiedzin szkoły przez ówczesny kobiecy numer one, pozowała z Hiszpanem oraz Igą do zdjęcia przy okazji ukończenia tejże. Przy czym ta Filipinka (Eala się nazywa) ma na rozkładzie w tym turnieju Ostapenko i Keys. I to jest powód do wielkiej dumy. Ale ja uważam tak.

Murzyn(ka) zrobił(a) swoje, Murzyn(ka) może odejść. Co się przekłada na: Eala pokonała dwie tenisistki z którymi gra, delikatnie pisząc, nie należy dla Igi do najprzyjemniejszych. Teraz, w nagrodę, dostanie za to od Igi przysłowiowe baty. Tak uważam, a czy się to sprawdzi, to wyjdzie w praniu.

W półfinale Iga trafia na Pegulę albo Raducanu. Jeśli na Pegulę, to może być trudno, bo Amerykanka ostatrnie dwa mecze na hardzie, i to nie byle gdzie, z Igą wygrała. Z Raducanu powinno być natomiast bardzo spokojnie i szybko. To nie jest rozmiar kapelusza dla Igi. A po półfinale finał i wiadomo.

Z pun ktuy widzenia Magdy sytuacja jest znacznie trudniejsza. Przed nią, o czym już pisałem wyżej, najpierw nr 7 światowego rankingu. W wypadku, a co mi tam, zwycięstwa (w końcu dotychczasowy bilans ich spotkań, a wszystkie mecze rozegrały nie za króla Ćwieczka, tylko bardzo niedawno, jest korzystny dla Magdy, która w dodatku wygrała ich ostatni pojedynek) wielki rewanż za półfinał AO’23. Pod warunkiem, że Żeng w ćwierćfinale znów nie da rady. Akurat zakładam, że nie da, skoro wcześniej 5 razy nie dała. No więc wielki rewanż. Od tamtego czasu Polka zdążyła z Białorusinką jeszcze raz przegrać (Madryt’24), ale było to przynajmniej na długim dystansie. A pamiętamy, że Saba była wtedy na dużej fali. Tak więc… małymi kroczkami, Magda.

Tak to wygląda z pozycji Polaka-Chcieja. Jak będzie naprawdę zobaczymy już za godzinę.Mecz Linette-Paolini zaplanowano na 19-tą.


HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (1)

Inne tematy w dziale Sport