Paweł Wąsek 14-tym Polakiem, któremu dane było stanąć na I-ligowym pucharowym pudle
Rok temu dokonał tego, nawet dwukrotnie zresztą, Aleksander Zniszczoł. W tym roku musieliśmy czekać na coś takiego aż do połowy marca, czyli niemal do końca sezonu, który przecież kończy się za tydzień zawodami w Planicy.
Mało było tej zimy momentów, kiedy można było być zadowolonym. Jak na lekarstwo. Większość związana z dzisiejszym pudlem. Dodatkowo pojedyncze miejsca kilku pozostałych skoczków kadry Thurnbichlera w czołowej 10-tce. Niektóre zresztą przypadkowe i szczęśliwe, tak jak na przykład 10-ta pozycja Kubackiego w loteryjnym i jednoseryjnym konkursie w Ruce. Dlatego takie rzeczy jak to sobotnie podium Wąska należy sobie szanować i podkreślać. Takich ciągów, jakie fundowali nam w poprzednich latach najpierw Małysz, potem Stoch i w nieco mniejszym stopniu Kubacki, możemy bowiem już nie doczekać.
Paweł Wąsek jest w sezonie 2024/25, i to chyba wie każdy, naszym zdecydowanie najlepszym skoczkiem. Nie siląc się na głębsze analizy wystarczy spojrzeć na wyniki. Wczorajsze podium, jeszcze trzykrotnie w pierwszej szóstce, łącznie siedmiokrotnie w 10-tce i aż 16 razy w drugiej (z czego cztery razy na miejscu 11-tym). Na 27 rozegranych dotąd w tym sezonie konkursów PŚ (on akurat, jako jedyny z Polaków, brał udział we wszystkich) Wąsek nie punktował tylko w trzech przypadkach. Przy czym przynajmniej raz, a może nawet dwa, współudział w przestępstwie ma Sedlak. Już teraz, na dwa konkursy przed końcem sezonu, skoczek z Cieszyna ma 568 punktów, tj. o ponad 40 więcej niż w zeszłym sezonie po Planicy miał nasz najlepszy wtedy zawodnik, czyli Olek Zniszczoł.
Dobrze się stało, że mamy to pudło. Głupio tak, kiedy tak zasłużona dla skoków nacja kończy sezon bez jakiegokolwiek wymiernego sukcesu. Więc, choćby z tego powodu, wypada się cieszyć. Może to będzie jakiś impuls na przyszły i kolejne sezony. Nie tylko dla Pawła Wąska.
Inne tematy w dziale Sport
