HareM HareM
78
BLOG

Najświeższe ciekawostki ze skokowego Pucharu Świata

HareM HareM Skoki narciarskie Obserwuj temat Obserwuj notkę 0
Bo dawno nie było

Od jakisik dwóch sezonów, czyli od momentu kiedy Polacy przestali nadawać ton tym zawodom, a być może od jeszcze dłuższego czasu, nie podaję w tym miejscu statystyk i ciekawostek związanych z przedmiotowym cyklem. Powód, że się na to zdecydowałem, był banalny. Coraz mniejsze zainteresowanie.

Dzisiaj, ponieważ chwilowo nie mam o czym innym pisać (bo przecież nie będę pisał o swoim autentycznym zaniepokojeniu postępowaniem Trumpa i napinał wystarczająco już napiętej struny), to postanowiłem, jednorazowo, podać parę ciekawostek związanych z obecną sytuacją w skokach, a ściśle biorąc w Pucharze Świata, bo przecież skoki narciarskie to nie tylko ten cykl, choć stanowi on ich integralną i najdłużej czasowo absorbującą widzów, część. Piszę to tuż przed równie ważnym innym wydarzeniem sezonu w skokach, czyli imprezą mistrzowską. Czasowo się więc może w temat najlepiej nie wbiłem, ale myślę, że to niczemu ani nikomu nie zaszkodzi.

No to wypunktujmy w kolejności, w której niczego nie sugeruję, czyli zupełnie przypadkowej. Jak to mówi pan Rachoń: jedziemy.

1. Norwegowie dobili po Sapporo do równych pięciuset podiów wywalczonych w historii cyklu. Daje im to drugą, po Austriakach oczywiście, pozycję w stadzie jak chodzi o ilość pucharowych pudeł. Trzecich Niemców wyprzedzają o 9 punktów. Przy czym jakościowo Niemcy są lepsi. Wygrali do tej pory 171 konkursów przy 152. zwycięstwach Norwegów. Przewaga Austriaków nad resztą stawki jest ogromna. Stali na podium 866 razy, a zwyciężali w zawodach razy 296, tj. o 38 więcej niż my, na przykład, staliśmy łącznie na wszystkich stopniach podium.

2. Już trzech skoczków przekroczyło w tym sezonie granicę tysiąca pucharowych punktów. W Sapporo dokonał tego, jako trzeci (po Tschofenigu i Hoerlu, którzy zrobili to dużo wcześniej), Stefan Kraft. To już 9-ty sezon w karierze Austriaka, kiedy zdobywa więcej niż 1000 oczek. Nikt wcześniej, w całej historii skoków narciarskich, nie wykręcił takiej liczby w tym zakresie. Nawet Ahonen, który na dziś wyprzedza jeszcze „Małego Rycerza” w łącznej liczbie punktów uzyskanych w karierze. Ma konkretnie w tym momencie nad skoczkiem z Austrii 443 punkty przewagi i pewnie ją (zważywszy, że aktualny Kraft to nie Kraft z poprzedniego sezonu) do końca tej zimy utrzyma. Fin wyskakał w ciągu jednego sezonu więcej niż 1000 punktów 8-krotnie.

3. Jeszcze raz o Krafcie, tym razem w kontekście tzw. klasycznej klasyfikacji punktowej wszech czasów. Otóż. Tutaj też jest drugi, ale jego strata do lidera, którym w tym wypadku (strasznie dziwne, prawda?) też jest Ahonen, wynosi tylko 36 punktów (3673:3637). Oznacza to, że wystarczy, że Austriak w tych sześciu konkursach będzie trzy razy czwarty (w trzech pozostałych w ogóle nie punktując) i ikona Finlandii liderować temu zestawieniu przestanie. Nawet przy słabszej obecnie dyspozycji Krafta, a przecież nie wiadomo, czy się szybko nie poprawi, jest naprawdę niemożliwe by Ahonen utrzymał fotel lidera. Musiałby się zdarzyć cud na miarę Kany Galilejskiej chyba.

4. Nie ma już szans na to, żeby obecny lider klasyfikacji generalnej, Daniel Tschofenig, pobił sezonowy rekord punktowy wszech czasów. Nawet jeśli wygra wszystkie sześć pozostałych do końca zimy konkursów, w co jednak serdecznie dziś wątpię, to zdobędzie, co najwyżej, 2206 oczek. Dałoby mu to drugie miejsce na liście wszech czasów. 9 lat temu Peter Prevc cieszył się ze zdobycia 2303 punktów. I to jest, jak na razie, niepobity rekord. Czołówka tej klasyfikacji wygląda jak następuje:

a. Prevc P. - 2303 pkt (2015/16)

b. Kraft - 2149 pkt (2023/24)

c. Granerud - 2128 pkt (2022/23)

d. Kobajaszi R. - 2085 pkt (2018/19)

e. Schlierenzauer - 2083 pkt (2008/09)

5. Innego niesamowitego wyniku i rezultatu, uważam, nie do pobicia doczekaliśmy się ze strony Czoj Hiung Czula z Korei. Napisałbym nawet, że Koreańczyk przekroczył wszelkie granice. Absurdu chyba też. Ma już ponad 200 nieprzebrniętych kwalifikacji. Do Willingen miał równe 200, ale mu było mało. Mieliśmy kiedyś, starsi pamiętają z „Czterech pancernych”, Rudego 102. Koreańczycy są znacznie lepsi. Mają Czoja 202. A niech tylko dostanie jeszcze szansę startu, to dalej będzie śrubował. Choć do „Dywizjonu 303” chyba nie dociągnie. Raz, że fundusze Korei kruche, a dwa, ze jest, gdzieś tak, w wieku Ammanna.

6. W najwłaściwszym, przynajmniej w kontekście nadchodzących MŚ, w sezonie momencie obudził się wreszcie Rioju Kobajaszi. Dwie wygrane w Sapporo stawiają go w Trondheim w rzędzie największych faworytów. Dzięki wygranym na Okurajamie Japończyk awansował w rankingu najczęstszych pucharowych konkursowych zwycięzców wszech czasów na siódme miejsce i wyprzedził ikonę NRD-owskich, a później ogólnoniemieckich skoków, Jensa Weissfloga. Aktualna kolejność w tej klasyfikacji:

a. Schlierenzauer – 53 zwycięstwa

b. Nykaenen - 46 zwycięstw

c. Kraft - 45 wygranych

d. Małysz - 39 zwycięstw

e. Stoch - 39 wygranych

f. Ahonen - 36 zwycięstw

g. Kobajaszi - 34 wygrane

h. Weissflog - 33 zwycięstwa

i. Schmitt - 28 zwyciestw

j. Felder - 25 zwyciestw


Teraz będzie parę zdań o Polakach, choć z racji, że furory ostatnio nie robią, to te informacje niekoniecznie będą dotyczyły samych dobrych rzeczy. Od najstarszego do najmłodszego w takim razie.

7. Piotr Żyła w pierwszym z amerykańskich konkursów po raz trzysetny zdobył pucharowe punkty. Wśród czynnych skoczków jest piątym, który tą barierę przekroczył (w drugich zawodach w Lake Placid też punktował), daje mu to w tej chwili miejsce piąte. Przed nim tylko Kasai, Ammann, Stoch i Kraft. Przy czym ich już raczej nie przegoni. Od, sześć lat w dodatku młodszego, Austriaka punktował o 13 razy mniej. Od pozostałej trójki dzielą go hektary.

8. Kamil Stoch zaliczył w niedzielnym konkursie w Sapporo 480-ty kontakt z Pucharem i 110-tą obecność w drugiej 10-tce końcowej klasyfikacji pucharowego konkursu. W sobotę natomiast po raz 380-ty zdobył w PŚ punkty. Nieco wcześniej, w pierwszym z konkursów na mamucie w Oberstdorfie, po raz 75-ty nie zdobył żadnych konkursowych punktów.

9. Dawid Kubacki został w Lake Placid 31-szym skoczkiem w historii, który przekroczył próg 6500 zwykłych punktów w karierze. Do czołowej 30-tki, a konkretnie do 30-tego Ari-Pekki Nikkoli brakują mu na dziś 23 oczka. O zabezpieczenie sobie tyłów Polak może być chwilowo spokojny. Następny czynny skoczek, Granerud, ma do Kubackiego 142 oczka straty, a w dodatku wykluczył się zdaje się na dłuższy czas rywalizacji. A kolejny w klasyfikacji czynny skoczek, Lanisek, nawet jak wygra wszystkie pozostałe do rozegrania konkursy w sezonie, to i tak Dawida nie wyprzedzi.

10. Maciej Kot dołączył w Sapporo do grona skoczków, którzy w tym sezonie zdobyli pucharowe punkty. Nie sam, bo wraz z nim pierwsze punkty wywalczyli jeszcze Nousiainen (pucharowy debiut w sezonie) i Urlaub. Łącznie tej zimy punkty zdobyło 67 zawodników. Z tej całej grupy beniaminkami (w sensie, że pierwszy sezon zdobywają punkty) są Sakutaro Kobajaszi, Tittel, Mizernych, Wasser, Colby i Oblak. Dla Niemca i Słoweńca to pierwszy sezon w I lidze. Łacznie zwykłe pucharowe punkty w całej historii PŚ wywalczyło dotąd, na mój stan wiedzy, co najmniej 1008. skoczków.

11. Odpadając w drugim z konkursów w Willingen w I serii, Aleksander Zniszczoł zaokrąglił liczbę takich sytuacji do 70-ciu. Natomiast dzięki punktom, które wywalczył w USA, Olek wyprzedził w hierarchii naszych najlepszych „punkciarzy” Stefana Hulę i awansował w punktowej klasyfikacji wszech czasów na siódme miejsce. Przy czym od szóstego Piotra Fijasa dzieli go niewiele mniej punktów, ile dotąd zdobył w całej karierze. Wywalczył ich bowiem do tej pory 1149, a do pierwszego polskiego medalisty MŚ na mamucie traci ich dokładnie 960.

12. Zniszczoł w Willingen po raz 70-ty punktów nie zdobył, a Jakub Wolny akurat po raz 70-ty je wywalczył. Tyle, że nie w niedzielę, a w sobotę. Natomiast już w Lake Placid nasz zawodnik zaokrąglił liczbę obecności w drugiej 10-tce I-ligowych zawodów do 25-ciu, a w czołowej 20-tce do 30-tu. Był to jednocześnie drugi najlepszy jego występ tej zimy.

13. Paweł Wąsek doskakał się w Lake Placid stu pucharowych konkursów. Teraz, po Sapporo, to nawet skoczek na 102. 102 konkursy, rzecz jasna. Ostatnio szału w związku z jego skakaniem nie było, ale dobił w Japonii do 25-ciu miejsc w drugiej 10-tce zawodów, a wcześniej, już w USA, do 30 razy w czołowej 20-tce konkursu. A jest prawie 5 lat młodszy od Wolnego. Wąsek skutecznie przesuwa się w górę w klasyfikacji najlepszych w historii polskich „punkciarzy”. Zarówno w tej „klasycznej”, gdzie po Lake Placid przekroczył próg 100 punktów (103), wyprzedził Roberta Mateję i awansował na miejsce 10-te, jak i w tej zwykłej gdzie, po wyprzedzeniu Wolnego (818:810) zajmuje lokatę 9-tą. Do ósmego Huli traci obecnie 316 oczek, więc tej zimy jego dalszy awans w tym rankingu jest wątpliwy.

14. Paweł Juroszek startując w Sapporo spisał się lepiej niż miało to miejsce na starcie zimy w Wiśle. Lepiej nie znaczy dobrze. Do jakichkolwiek punktów było bardzo daleko. Dwa udziały w konkursach głównych spowodowały, że Juroszek ma ich teraz łącznie w PŚ osiem i w klasyfikacji najczęściej startujących w tych zawodach Polaków przeskoczył Stanisława Pawlusiaka. Skutkuje to 33-cim aktualnie miejscem wśród polskich skoczków, którym dane było uczestniczyć w pucharowych zawodach głównych. Konkursach, znaczy. I to z pozytywów związanych z tym skoczkiem tyle. Aha. Łączna ilość Polaków, którzy wystartowali w chociaż jednym konkursie PŚ kończy się, na dzisiaj, na 43-ch. Przy czym za Juroszkiem w tej tabeli są już tylko sami emeryci.

15. Kevin Bickner notuje najlepszy sezon w karierze. Zdecydowanie najlepszy. Zdobył już tej zimy o prawie 40 punktów więcej niż w całej dotychczasowej, 9-letniej, pucharowej karierze. Liczę tylko te sezony, w których rzeczonej kariery nie zawieszał. Amerykanin wywalczył w tym sezonie równo 170 oczek, co daje mu w tej chwili 25-te miejsce w generalce i każe widzieć go jako bardzo poważnego kandydata do występu, po raz pierwszy w życiu, w finałowym konkursie sezonu w Planicy gdzie, przypomnę, prawo startu ma tylko czołowa 30-tka klasyfikacji o Kryształową Kulę. Łącznie w PŚ Jankes wywalczył, stan na dziś, 303 punkty, co pozwoliło mu na awans do czołowej 350-tki klasyfikacji najlepszych punkciarzy wszech czasów. Wynik nie wzbudzający może szału, ale zważywszy, że przed sezonem był sto miejsc niżej, to różnica jest.

16. Jeszcze lepiej skacze tej zimy amerykański wciąż nastolatek, Tate Frantz. Już na tym etapie sezonu wyskakał prawie 240 punktów, w klasyfikacji wszech czasów jest jeszcze 7 oczek przed, dużo przecież starszym, Bicknerem. Tylko w pięciu z 23-ch rozegranych w tym sezonie zawodów nie punktował. Nie startował w ostatnich dwóch w Japonii, bo w tym czasie zdobywał w Lake Placid tytuł wicemistrza świata juniorów. Ostatnio w Willingen młody Jankee załapał się na 10-te miejsce w konkursie. To był już trzeci taki jego wyczyn w sezonie. Pamiętam jego dwa pierwsze występy w I lidze. Miały miejsce dwa lata temu w Lake Placid. Dwa razy z kretesem przerżnął eliminacje. Minęły dwa lata i co? Polskim trenerom do sztambucha.

17. Olbrzymie szanse na to, by po sezonie uznać go za swój najlepszy, m niewątpliwie Norweg Johann-Andre Forfang. Co prawda na razie zdobył w PŚ o 285 pkt mniej niż 9 lat temu, ale patrząc na to, co wyprawia w roku kalendarzowym pańskim 2025, to można się spodziewać, że zrobi to z całą pewnością. Od konkursu noworocznego w Garmisch Norweg tylko raz, dzięki wydatnej pomocy pana Sedlaka zresztą, znalazł się poza czołową siódemką konkursu. A konkursów było 13! Aż w 10-ciu z nich był w czołowej czwórce! Byłbym serdecznie zdziwiony gdyby w Planicy okazało się, że nie pobił jednak swojego sezonowego rekordu punktowego. Tym bardziej, że jak wskazują wyniki wczorajszych treningów w Trondheim, wielka forma dalej się go trzyma. Żeby nie było, że nie podaję nic stricte związanego ze statystykami, to dodam, że w drugim z konkursów w Lake Placid Norweg po raz 125-ty wylądował w najlepszej 10-tce zawodów, a ten pechowy konkurs w Sapporo, w którym Sedlak puścił go na stracenie, był 235-tym, w którym Wiking zdobył pucharowe punkty. Po konkursach w USA Norweg został 27-mym skoczkiem w historii, który przekroczył barierę 7000 pkt w karierze. Na razie ma ich 7091. Gdyby utrzymał obecną formę, to kto wie czy nie zakończy sezonu nawet w czołowej 20-tce. Musiałby jednak we wszystkich 6-ciu pozostałych do końca sezonu konkursach co najmniej nie schodzić z podium. I jeszcze ze dwa razy nie być na najniższym. Do tego liczyć, że Geiger będzie zupełnie bez formy, a Hayboeck w bardzo przeciętnej. Trochę tych warunków jest, ale ja mu życzę.

18. Niemal 300 punktów więcej niż w najlepszym dotychczas, poprzednim, sezonie wyskakał tej zimy Jan Hoerl. Austriak zetknął się dotąd z PŚ 160 razy. 45-krotnie lądował w czołowej 10-tce zawodów. I proszę sobie wyobrazić. Niemal połowa z tego, konkretnie 22 razy, to dokonania tego sezonu! Wszystkie 22 to miejsca w czołowej 6-tce! Tej zimy jedynie raz Hoerlowi konkurs, jeżeli w ogóle można to tak nazwać, nie wyszedł. Był 20-ty w Kuusamo. Ale to się w zasadzie nie liczy, bo tam była totalna loteria. Na 6 konkursów przed końcem sezonu Hoerl ma prawie 200 punktów straty do Tschofeniga i w związku z tym niewielkie szanse na zdobycie Kryształowej Kuli. Ale nie takie rzeczy się w skokach narciarskich działy. Więc głowy za jego „tylko” drugie miejsce na koniec w generalce bym jeszcze nie dawał. Może też Austriak pobić ustanowiony zeszłej zimy Rioju Kobajasziego w ilości drugich miejsc zajętych łącznie we wszystkich konkursach w sezonie. Japończyk wyśrubował tę liczbę do 10-ciu. Hoerl ma ich w tym sezonie na koncie 9 i wydaje się, że wszystko w przedmiotowym zakresie przed nim.

19. Choćbym nie chciał, to muszę. Ale też chcę. Gregor Deschwanden. Człowiek, z powodu którego źliłem się wiele lat temu na Piotra Żyłę, że przegrywał z nim w parze jakiś konkurs rozgrywany w ramach T4S. Wtedy to moje oburzenie było zasadne. Teraz, ale już w poprzednim sezonie równie, porażka z Deschwandenem to żadna ujma. Facet jest po trzydziestce, a wszedł na wyższą orbitę. Zdecydowanie wyższą. Trochę jak nasi niedawni liderzy. Nie ma się co dziwić zresztą. Podobno drugą połowę ma z Polski. I w Polsce, też podobno, ostatnio zamieszkuje. Deschwanden przez lata skakał w cieniu Ammanna, potem przez chwilę w cieniu Peiera. Obecnie trzeci sezon jest zdecydowanie najlepszym skoczkiem swego kraju. Musiał na to czekać do 30-tki! Drugi Kubacki, nie przyrównując. Po Sapporo Helwet ma na koncie 280 pucharowych konkursów. W prawie 120-tu przypadkach nie wszedł do drugiej serii. Przy czym ostatni raz dwukrotnie na mamucie w Oberstdorfie w poprzednim sezonie. Od tego momentu cały czas punktuje. Nieprzerwanie przez 32 konkursy! Tej zimy aż 15-krotnie kończył zawody wśród 10-ciu najlepszych. Ale ostatni raz było to w pierwszym konkursie w Lake Placid. Od tego czasu wygląda nieco słabiej.

20. Ostatni punkt programu. Przechodzimy do najważniejszej persony tegorocznej zimy. Przynajmniej wśród skoczków. Od czego tu zacząć? Dobra. On też, tak jak Hoerl, tylko raz był poza czołową 10-tką. Lepiej. Tylko raz skończył zawody poza czołową szóstką! W jednym z konkursów w Neustadt był 15-ty. W Lake Placid zaliczył 15-te już w tym sezonie podium! Łacznie ma już tych podiów w karierze 20. Przy okazji. On jeszcze nigdy nie odpadł w kwalifikacjach! Nie chce mi się sprawdzać, ale jeśli są jeszcze jacyś inni tacy skoczkowie, to, ewentualnie, na palcach jednej ręki z widocznymi uszczerbkami wynikającymi z nieuważnej pracy przy pile w tartaku. Oczywiście z tych, którzy musieli przez coś takiego przechodzić, bo w czasach braci Ruud, Marusarza i innych Nykaenenów, na przykład, kwalifikacji nie było. Jak napisałem w punkcie dotyczącym Hoerla. Głowy za zwycięstwo Tschofeniga w generalce na tę chwilę nie dam. Ale dolce przeciwko orzechom, że ją wygra, to już postawię.


Tyle pucharowych statystyk. Dziś ruszają kolejne skokowe mistrzostwa świata. Wygląda na to że, po raz pierwszy od lat, przyjdzie nam się pasjonować jedynie sukcesami innych. Cóż, zdarza się w najlepszych rodzinach. Trzeba to jakoś przeżyć. Obawiam się jednak, że do tych sukcesów z lat poprzednich, wszystko jedno czy pucharowych czy mistrzowskich, to my długo nie wrócimy. W każdym razie wesoło na pewno nie jest.

Ale mało to było cudów nad Wisłą? A nóż, widelec?


HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze

Inne tematy w dziale Sport