Trzy aktualnie najpopularniejsze polskie gwiazdy sportu szalały tej nocy od Lizbony po Melbourne
I to zarówno w sensie pozytywnym jak i nie.
Pierwszy zaczął Szczęsny. W sensie, niestety, tym drugim. Podarował gola Benfice myląc, notabene 40m od bramki, udo kolegi z piłką. Potem jeszcze powtórzył numer z meczu z Realem i było „Do przerwy więcej niż 0:1”. Mecz Barcelony z aktualnym wicemistrzem Portugalii był kuriozalny (nie tylko ze względu na trzy karne, w tym dwa dla Katalończyków, które oczywiście wykonywał i wykorzystał Lewandowski), więc nie musi dziwić, że w 90-tej minucie zrobiło się nagle, ni z gruszki ni pietruszki, 4:4. I wtedy znów w roli głównej wystąpił nasz bramkarz, tyle że tym razem w roli bohatera. Wyłapał „setkę” idącemu z nim sam na sam de Marii. Gol Rafinii w piątej minucie dogrywki spowodował, że już dziś Barca jest pewna rozstawienia w fazie pucharowej tegorocznych rozgrywek, a na Szczęsnym nikt nie wyżywa się aż tak, jak po meczu z Senegalem na MŚ w Rosji.
O 4-tej rano do gry weszła Iga. Suchy wynik (6:1, 6:2) sugeruje, że było jak w meczach ze Sramkovą, Raducanu czy Lis. Otóż nie było. To znaczy w secie pierwszym może trochę. Drugi set był bardzo wyrównany i tylko trzeci gem został w nim przez Polkę rozstrzygnięty bezproblemowo. Były, owszem, dwa przełamania, ale pierwsze po błędzie sędziny, a przy drugim trzeba było rozegrać aż 11 piłek. Z kolei aż w trzech wypadkach przy serwisie Igi była gra na przewagi. I to za każdym razem na przynajmniej dwie. Raz nawet był breakpoint dla Amerykanki. Ta natomiast swoje zwycięskie gemy serwisowe w tym secie wygrywała dużo łatwiej od Polki. Zresztą. W drugiej połowie pierwszej partii Navarro też łatwo skóry sprzedać nie chciała.
Tak czy siak Iga Świątek, po raz drugi w karierze, jest w półfinale Australian Open. Zmierzy się w nim z reprezentantką USA Madison Keys. Oglądałem tylko końcówkę meczu Jankeski ze Switoliną, ale na tej podstawie muszę przyznać, że Amerykanka zrobiła na mnie w tym fragmencie spotkania, żeby nie sięgać po górnolotne słownictwo, duże wrażenie. Wygląda mi na to, że półfinał może być znacznie trudniejszy niż wszystkie dotychczasowe mecze Igi razem wzięte.
Nie wiem czy nie przesadzam, ale Iga wyglądała mi dziś na niespecjalnie zdrową. Wydawała mi się przeziębiona, po każdym gemie podchodziła do swojego boksu z ręcznikami i siąkała w chusteczki. Może stąd ta słabsza dyspozycja wraz z upływem spotkania. Miejmy nadzieję, że jej team się z tym błyskawicznie upora, bo czasu nie jest dużo. Półfinał z udziałem NDN-u przewidywany jest na jutro, w okolicach południa naszego czasu. Trza wierzyć, że po katarze nie będzie już śladu, a Polka przystąpi do meczu w pełni sił. Aktualna dyspozycja Keys każe uważać, że byłoby to mocno wskazane. O tenisie tyle.
Słowo jeszcze o naszych dwóch katalońskich extranjeros. Lewandowski zagrał na tyle dobrze, że jego ewentualne posadzenie w następnym meczu na ławce chyba nie grozi i jeśli nastąpi, to będzie wynikać raczej z chęci trenera, by dać mu odpocząć. Co innego Szczęsny. Mimo, że obrona strzału de Marii pod sam koniec meczu była, być może, dla końcowego wyniku spotkania kluczowa, to można się spodziewać, że jego „wyczyn” z pierwszej połowy wpłynie w sposób zasadniczy na decyzję Flicka o obsadzie bramki w kilku najbliższych spotkaniach. Byłbym się z deka zdziwił, chyba nie tylko ja, gdyby było inaczej. Być może Polak dostanie szansę w ostatnim meczu grupowym LM, który jest dla Barcy bez większego, może poza finansowym, znaczenia, ale specjalnie pewien takiego wyboru trenera przed potyczką z Atalantą, to bym nie był. Może prędzej w Copa del Rey. Tak czy inaczej myślę, że wczorajsze starcie z Benficą na dłużej przyspawało naszego bramkarza do ławki rezerwowych. Przynajmniej w spotkaniach, które będą dla Blaugrany ważniejsze od innych.
Miało już nie być o tenisie, ale muszę jeszcze wrócić do Igi. Wkurza mnie pora, w jakiej będzie rozgrywany jej półfinał z Keys. Kto to, psia krew, będzie w Polsce w ogóle oglądał? Czwarta zmiana i emeryci! To już lepiej niech będzie ta trzecia czy czwarta w nocy. Noc zarwana, ale co zobaczysz, to Twoje. A tak? Co to za przyjemność taki mecz post factum oglądać. To jak… nie przyrównując.
PS
Przypomniałem sobie, że u nas już pomału (albo i nie pomału) więcej emerytów i rencistów niż ludzi, których praca pozwala te emerytury i renty jeszcze wypłacać. Więc jednak audiance w Polsce będzie Iga miała potężną. Tym bardziej, że wielu rencistów jest zdrowszych od tych, którzy od wielu lat w pocie czoła pracują i nie mają czasu chodzić po lekarzach i rent wymuszać. Co powoduje, że jak wydobędą, ci renciści znaczy, z płuc ile fabryka dała, to świat znów się może, tak jak ponad sto lat temu, zatrząść w posadach. Więc doping powinien się jednak nieść po balkonach, że hej. Aż Iga w Melbourne usłyszy. I wygra.
O półfinał, rzecz jasna, mi w tym dopingu chodzi. Finały bowiem rządzą się odrębnymi prawami. Prawami Igi. Więc aż takiego dopingu w nim nie potrzeba.
Inne tematy w dziale Sport