HareM HareM
85
BLOG

Iga, jak na razie, zgodnie z planem

HareM HareM Tenis Obserwuj temat Obserwuj notkę 6
Czy stosunkowo łatwa ścieżka pomoże w osiągnięciu zamierzonego celu?

W tegorocznym Australian Open wszystko, co związane jest z jej (i nie tylko) występami, układa się, jak dotąd, pod Igę.

Najpierw losowanie, o którym już pisałem. Naprawdę korzystne. Potem wycofanie się z turnieju, tuż przed rozpoczęciem pierwszego meczu zresztą, najniebezpieczniejszej w tej ćwiartce potencjalnej rywalki, Rosjanki Kalińskiej. No i wreszcie wisienka na torcie w postaci dzisiejszej przegranej Rybakiny. Czy to nie są powody, dla których los prowokuje do zadania pytania którego, nie chcąc zapeszać, jednak nie zadam?

Przy czym ta porażka moskiewskiej Kazaszki (kazachskiej moskwianki?) świadczy o dwóch rzeczach. Po pierwsze to ona nie była w Melbourne w optymalnej dyspozycji. Po drugie jej zwyciężczyni (bo pogromczynią w żadnym razie nie chciałbym jej nazywać), Madison Keys, będzie bardzo niebezpieczną rywalką. I nie sugerowałbym się ani aktualnym bilansem spotkań Polki z Amerykanką (4:1), ani tym, że dwie ostatnie, dość świeże zresztą, potyczki Świątek dość wyraźnie przesądziła na swoją korzyść. Na hardzie bowiem stan ich dotychczasowych pojedynków to 1:1. Pamiętam ten ich, jedyny przegrany przez Igę, mecz. 2,5 roku temu w Cincinnati miał miejsce. Rezultat końcowy tego nie oddaje, bo Polka miała mocną końcówkę, ale do tej końcówki to na korcie praktycznie jej nie było. A był rok 2022. Rok największych sukcesów NDN-u. Co prawda pół roku wcześniej Polka rozniosła w Kalifornii Amerykankę niczym ostatnie dwa razy Barcelona Real, ale Indian Wells to specyficzny hard, dużo wolniejszy od większości pozostałych.

Tak więc przed tym meczem polski kibic w ewentualnym hurraoptymizmie winien być z lekka ostrożny, natomiast Iga od początku spotkania bardzo skoncentrowana. Podobnie zresztą jak przed ćwierćfinałem, mimo że ten wydaje się, przynajmniej w tym momencie, pestką.

A propos jeża.

Bilansu z Navarro (1:0) w ogóle nie można brać pod uwagę, bo spotkanie to odbyło się w roku, chwała Bogu, 2018-tym. Wnioskować więc coś w oparciu o ten wynik, to robić z siebie pajaca. Natomiast po tym, co można było do tej pory zaobserwować w tegorocznym AO, trudno nie widzieć w Polce zdecydowanej faworytki ćwierćfinałowego starcia. Szczególnie, że w swoich dotychczasowych spotkaniach Amerykanka, mimo zwycięstw, specjalnie przekonywająca nie była. No i jest mocno zmęczona. W każdym z rozegranych przez siebie meczów, a było ich już przecież cztery, Navarro zmuszona była grać trzy sety. Dziś znów wygrała na żyletki, przegrywając łącznie aż 8 swoich gemów serwisowych, a przy stanie po pięć w deciderze broniąc dwóch breakpointów.

Wracając do Keys. Żeby zagrać w półfinale z Igą musi jednak najpierw pokonać Switolinę. A to, jak wskazują australijskie doświadczenia Kudiermietowej, a przede wszystkim Paolini, może być trudne. Amerykanka ma, co prawda, z Ukrainką bilans dodatni (3:2), ale ostatni bezpośredni pojedynek rozegrały trzy lata temu w Adelajdzie, a w dodatku jedyne spotkanie rozegrane w ramach AO, wygrała akurat Switolina. Tyle, że aż 5 lat temu, co ma się, mniej więcej, tak do rzeczywistości, jak piernik do wiatraka.

Ukrainka, owszem, robi tutaj błędy, ale też w niebywały sposób potrafi odwracać wyniki przegranych, wydawałoby się, spotkań. Tak zrobiła w sobotę, tak też było dzisiaj. Przy czym patrząc na rezultat ostatniej bezpośredniej potyczki Igi ze Switoliną w Dubaju, gdzie nawierzchnia, jak wiemy, wolna nie jest, wypada wręcz być niepoprawnym optymistą. Od tamtego czasu minęło, co prawda, ponad 10 miesięcy i każde korty są inne, ale jeśli ktoś powinien się takiego spotkania obawiać, to raczej nie musi to być Iga Świątek.

Reasumując. Są szanse na finał. Duże szanse. Co nie znaczy, że nie należy zachować w tej kwestii nieco rezerwy. 1,5 roku temu, po wygranej z Bencic, też wydawało się, że już nic nie może odebrać Idze finału w Londynie. Tymczasem nie było jej nawet w półfinale.

Co do ewentualnego finału, to ze swoją opinią poczekam do następnego posta. Choć wyrobione na ten temat zdanie, wydaje się, mam. Ale pomału. Nie od razu Kraków zbudowano.

PS

To był prawdziwy Blue Monday dla Jana Zielinskiego. Przegrał zarówno w deblu, jak i w mikście. To jednocześnie oznacza, że wracamy do jakże częstej w Wielkich Szlemach w kilku ostatnich latach sytuacji. W turnieju została nam tylko Iga. Ale czemu tu się dziwić? Taki turniej jak AO'23 zdarza się, z naszego punktu widzenia patrząc, raz na sto lat. A chyba jeszcze rzadziej.


HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Sport