W czwartek rozlosowali tegoroczny Australian Open.
Na bieżąco nie śledziłem, ale dzisiaj, po czasie, sobie do drabinki, nie mając zresztą specjalnych nadziei związanych w tym obszarze z NDN-em, zajrzałem. I nie mogę się nadziwić. To jest naprawdę dobre dla niego losowanie.
Nie mówię, szczególnie w zaistniałej w ostatnim półroczu sytuacji, że Iga ten turniej wygra albo, że przynajmniej będzie w finale. Po prostu nie mówię. Ale wszystko w tym losowaniu ułożyło się dla niej korzystnie.
Zacznijmy nietypowo. Nie od tych, które napotka na swej ewentualnej drodze do finału, a od tych, których na niej na pewno nie napotka. Przed 25 stycznia (finał kobiet) Iga na 100% nie zagra więc z Sabalenką.To jednak było wiadomo od dawna, bo światowa jedynka i światowa dwójka zawsze są w dwóch różnych połówkach drabinki. Dużo ciekawszą informacją jest, że nie zagra również z Coco, z którą przegrała dwa ostatnie bezpośrednie pojedynki, z Chinką Żeng, z którą przegrała wyraźnie na paryskich igrzyskach i przez którą nie ma olimpijskiego złota, także z Pegulą, która równie wyraźnie obtłukła Polkę w ostatnim US Open. Nie prędzej niż w finale może też Iga trafić na Ostapienko, która jej wyjątkowo nie leży i z Andriejewą, z którą co prawda ich jedyny dotychczas mecz wygrała, ale było na żyletki, a Rosjanka od tego czasu poczyniła kolejne wielkie kroki naprzód.
Teraz przeanalizujmy wnikliwiej połówkę Igi. Dopiero w półfinale może trafić na Rybakinę, którą zresztą ostatnio pokonała w United Cup. Na tym też etapie może natknąć się na zawsze niebezpieczną Keys, wredną charakterologicznie Collins, mocno niewygodną Switolinę czy waleczną jak William Wallace Paolini. Czego chcieć więcej?
Kogo zatem musi Polka pokonać, żeby znaleźć się w rzeczonym półfinale, w którym najprawdopodobniej będzie czekał ktoś z pary Rybakina-Paolini?
Na początek Siniakową z Czech. W drugiej rundzie wychodzi mi, że naprzeciwko Igi stanie Słowaczka Sramkowa. Trzecie spotkanie może być najtrudniejsze. Będzie to albo mecz z Aleksandrową, z którą bilans Igi jest tylko lekko dodatni, ale zawsze ciężko z nią grać (ostatnie spotkanie zresztą Polka dość wyraźnie przegrała), albo z Anisimową, z którą jeszcze nigdy się nie zmierzyła. No chyba, że zmartwychwstanie Raducanu i wcześniej pokona najpierw Rosjankę, a potem Amerykankę (hłe, hłe).
Kto może stanąć w szranki przeciw Idze w rundzie czwartej? Nie widzę innej kandydatury niż Kalińska. Z kolei w ćwierćfinale najprędzej Navarro, ale nie przekreślałbym też szans Kasatkiny. W ostateczności Putincewej.
I tak to, z grubsza, wygląda. Moim zdaniem los wyciągnął do Polki pomocną dłoń. Czy z niej będzie potrafiła skorzystać, to się okaże. Zaczyna ponoć w poniedziałek. Niech będzie w poniedziałek. Byle widowiskowo i skutecznie.
Inne tematy w dziale Sport