W sumie dobrze, że Daniel Tschofenig zepsuł (jak na to, na co go aktualnie stać) pierwszy konkursowy skok w Oberstdorfie. Gdyby tego nie zrobił, to już dziś można by mu wręczać główne trofeum za zwycięstwo w Turnieju i byłoby po jakichkolwiek emocjach. A tak przez kolejne dwa dni kibice jego rywali mogą wierzyć, że nie wszystko stracone. Wiara czyni cuda, więc nowo wschodząca gwiazda skoków z Villach (nie chwaląc się, to ja mu 4 lata temu, kiedy to w Bischofshofen zdobywał pierwszy punkt w debiutanckim konkursie PŚ, a potem za niedługo poprawił bilans kontaktów z pucharowym cyrkiem wysokim, 9-tym, miejscem w Rasnovie w swoim konkursie nr 2, przepowiadałem wielką karierę, co zresztą da się sprawdzić) musi jednak być w austriackiej części zawodów czujna. „Czujność first”, jakby powiedział Sandro Pertile, gdyby „safety first” nie przesłoniła mu całego horyzontu.
Dzisiaj Tschofenig pokazał, że chwilowo wyprzedza stawkę, operując żargonem dżokejów, o przynajmniej jedną długość konia. W drugiej serii Sedlak robił co mógł, że się tak eufemistycznie wyrażę, by pomóc liderowi gospodarzy (puścił go w warunkach, które skandalicznie odbiegały od tych, w jakich skakała cała reszta stawki), ale te jego zabiegi na nic się zdały. Nic nie pomogło. Tschofenig nie tylko pozbawił Niemców złudzeń co do możliwości wygrania przez ich skoczków po 23-letniej przerwie turniejowych zmagań, ale również odebrał Paschkemu prowadzenie w wyścigu o Kryształową Kulę.
Sporo stracili dziś do Tschofeniga wszyscy pozostali najgroźniejsi, jak się po Oberstdorfie wydawało, konkurenci Austriaka. Również jego dwaj rodacy, którzy po pierwszym z konkursów niemiecko-austriackiego kwadryptyka go wyprzedzali. O ile w wypadku Krafta, mając na uwadze jego występy na skoczni w Ga-Pa w ostatnich kilku latach, wszyscy się tego spodziewali, to jak chodzi o Hoerla, to niekoniecznie. Tymczasem skoczek z Bischofshoen stracił dziś do młodszego kolegi tylko koło 5 punktów mniej niż Kraft i Paschke, co skutkuje tym, że przegrywa w tej chwili z Tschofenigiem tyle, ile przed konkursem wygrywał. 8 punktów, znaczy. Punkt mniej od Hoerla ma liderujący po Oberstdorfie Kraft, a kolejne 5 oczek za 123-krotnym pudlem PŚ kroczy czarny koń turnieju, Szwajcar Deschwanden. Drugi z czarnych koni, Norweg Forfang, ma już do aktualnego lidera Turnieju prawie 23 punkty straty. A szósty Paschke – 25. I to jest w tym momencie sześciu wspaniałych 73-go Turnieju 4 Skoczni. Strata siódmego wspaniałego, kolejnego z Austriaków, Hayboecka jest jeszcze 8 oczek większa.
W każdym razie nie przesądzając dziś definitywnie, który ze skoczków sięgnie 6 stycznia po końcowe trofeum, jednego można już być pewnym. Jest faktem ewidentnym, że tegoroczną edycję Turnieju może wygrać, tylko i wyłącznie, Austriak. Dla mnie na 80% będzie to Tschofenig. Nie jestem specem od czytania mowy ciała, ale każdy jego ruch świadczy o niebywałej pewności siebie, a każdy kolejny skok mu tej pewności dodaje. Hoerl z kolei dużo z tej pewności siebie chyba dzisiaj stracił. Dlatego kto wie czy to Kraft, a nie Hoerl, mimo że to ten drugi jest, moim zdaniem, w dużo lepszej dyspozycji, nie okaże się najgroźniejszym przeciwnikiem Tschofeniga w walce o Złotego Orła. Tym bardziej, że przeżył, przy stosunkowo niewielkich (przynajmniej w stosunku do tych spodziewanych) stratach konkurs w Ga-Pa. To go może dodatkowo zmotywować.
A Niemcy? Nie będę się wyzłośliwiał i napiszę w duchu pokoju. Muszą swoje oczekiwania odłożyć na półkę. Tak jak to robili przez ostatnich dwadzieścia kilka lat. I jak to, być może, będą robić przez kolejne dwadzieścia kilka.
PS
Te wszystkie rozważania stracą sens, jeśli w Innsbrucku pogoda, jak to czasem lubi robić, zacznie rozdawać swoje, znaczone, karty.
Inne tematy w dziale Sport