W poprzednim tekście poświęconym Turniejowi wymieniłem kandydatów, którzy mogliby ewentualnie przeszkodzić trójce najmocniejszych Austriaków w zajęciu całego końcowego podium całych zawodów.
Po konkursie w Oberstdorfie większość z tych kandydatów już się w wyścigu o tegorocznego Złotego Orła nie liczy. Blado wypadli moi dwaj nieoczywiści faworyci, czyli Kobajaszi i Lanisek. Słoweniec ma na starcie do prowadzącego Krafta niemal 45 punktów straty. Japończyk prawie 50. Obaj o Złotym Orle mogą zapomnieć. Podobnie Wellinger, który skakał wczoraj na poziomie Samuraja.
Praktycznie na placu boju o końcowe turniejowe zwycięstwo pozostało sześciu skoczków. Oprócz stojącego w niedzielę na konkursowym podium austriackiego tercetu są to: dość niespodziewanie, zważywszy wyniki konkursów w Engelbergu i rezultaty sobotnich treningów, Paschke, który ustępuje trzeciemu aktualnie w Turnieju Tschofenigowi tylko o dwa oczka z małym haczykiem oraz Forfang i Deschwanden, którzy przegrywają z kolei do Niemca po około 2,5 punktu. Pozostali, z Sundalem, Hayboeckiem i Geigerem na czele, tracą jednak do obecnego lidera Turnieju ponad 30 (Norweg) albo 35 (pozostała dwójka) punktów straty. Obecność w czołowej 10-tce naszego Pawła Wąska traktuję, przynajmniej na razie, w kategoriach fuksa. Obym się mylił i obym przekonał się o tym już w Nowy Rok. Na razie, ciesząc się z jego sukcesu i martwiąc postawą naszych pozostałych skoczków (bez wyjątku, bo przecież Wolny znalazł się w finale tylko dzięki szczęśliwemu zbiegowi okoliczności) odnotowuję, że strata najlepszego z Polaków do lidera to bez mała 40 punktów.
I teraz weźmy na tapet tę trójkę, która potencjalnie zagraża jeszcze Kraftowi, Hoerlowi i Tschofenigowi.
Jak już napisałem najmniejszą stratę ma do nich Pius Paschke. Jego występ w Oberstdorfie budzi we mnie wyjątkowo mieszane uczucia. W Engelbergu ewidentnie stracił rezon. W obu skokach treningowych na Schattenbergschanze to wrażenie jeszcze wzmocnił. I nagle skacze prawie jak w Neustadt. Wersje mam dwie. Albo Niemcy próbowali u niego w Engelbergu i na treningach w Bawarii jakąś „nowinkę”, która się nie sprawdziła, albo widząc jego gwałtownie słabnącą dyspozycję Horngacher wsadził mu coś na kwalifikacje i konkurs w portki. To znaczy, żeby było jasne. Austriacy wszyscy mają coś w portkach, bo jak ich szósty zawodnik skacze na poziomie czołówki, to o inne wyjaśnienie trudno. Oczywiście. Mają swoją szkołę, system szkolenia, mają Stams. Ale mają też swojego kontrolera sprzętu i w tym roku postanowili pójść na całość. Bo im pan kontroler pozwala. Poprzednik też był Austriakiem i też pozwalał ale, widać, ciut mniej i nie zawsze. A ten tępi Czoja, Larssona czy Żyłę, słabeuszy znaczy, a Krafta et consortes broń Boże.
Wracając do Pi(j)usa. Moim zdaniem nie jest w stanie, w skali całego Turnieju, nawiązać walki z austriacką koalicją. Tym bardziej, że jeden z trzech tyrolskich muszkieterów, Tschofenig konkretnie, ma już za sobą „słabszy” skok, a i tak jest przed Niemcem. Hoerl w ogóle nie wygląda na kogoś, kto mógłby słabiej skoczyć, a Kraft z kolei ma już nad Paschkem prawie 15-topunktową przewagę. Przy czym akurat Krafta w poczet realnych faworytów możemy wpisywać dopiero wtedy, gdy po konkursie noworocznym okaże się, że dalej jest w ścisłej szpicy Turnieju. O co, jak wskazuje historia, może mu być bardzo trudno. No ale kto zaręczy, że w Nowy Rok Pius Paschke, dla którego niedzielne skakanie w Oberstdorfie było zdecydowanie najlepszym w całej historii jego występów w T4S (wcześniej 34-latek tylko dwukrotnie, raz zeszłej zimy w Ga-Pa, a raz, też zeszłej zimy, w Bischof, zmieścił się w czołowej 10-tce i to w dolnych strefach jej stanów dolnych), nie powróci do „swojego” poziomu prezentowanego w T4S w latach poprzednich? W takim Innsbrucku na ten przykład, punktował dotąd tylko raz, i to za 3 punkty. Na 5 startów.
Jeszcze słowo o Hoerlu, który jest (już to chyba pisałem przedwczoraj), obok Tschofeniga (który jednak nie jest aż tak regularny), moim głównym faworytem do wygrania całego Turnieju. Otóż skoczek z Bischofshofen w ostatnich trzech sezonach, skacząc w ramach T4S w Ga-Pa, Insbrucku i na skoczni im. Ausserleitnera, ani razu nie wypadał poza 10-tkę. Co ciekawe średnio najsłabiej wyglądał w …Bischofshofen. Oprócz Oberstdorfu oczywiście, gdzie dopiero w niedzielę po raz pierwszy zmieścił się w czołowej szóstce, a nawet siódemce.
Więc generalnie myślę, że mocno wątpię o szansach Piusa Paschke na zwycięstwo w 73 edycji T4S. Jeszcze mniej realne wydaje się to w wypadku Johanna-Andre Forfanga i Gregora Deschwandena. Norweg, też już o tym wspominałem, mimo prezentowanej ostatnio świetnej formy, nie jest na tyle stabilny, żeby nie zepsuć żadnego z ośmiu skoków. I któryś zepsuje na pewno. Szwajcar, nawet jeśli nie zepsuje nic, to jednak, w tych samych warunkach wietrznych, nie jest w stanie dolecieć tam gdzie Hoerl czy Tschofenig. A przecież sześć razy lepszych od nich warunków mieć nie będzie, bo nie może. Tak z punktu widzenia rachunku prawdopodobieństwa jak i, to przede wszystkim, Sedlaka.
No to mamy jak w tytule. Mały margines na nieprzewidziane okoliczności muszę sobie jednak zostawić. Stąd tytuł dość przydługawy.
Inne tematy w dziale Sport