HareM HareM
171
BLOG

Lewandowski złamał kolejną barierę

HareM HareM Robert Lewandowski Obserwuj temat Obserwuj notkę 7
Polak dołączył do dwójki uznawanej za najlepszą w historii futbolu

Może od razu zgłoszę votum separatum w stosunku do tezy wysuniętej w podtytule. Ja nie uznaję Messiego i Ronaldo za najlepszy duet w historii piłki. Z powodu Portugalczyka. Mogę? Mogę. Natomiast jeśli miałbym wymienić dwóch piłkarzy w historii, których uważam za najbardziej profesjonalnie podchodzących do zawodu, to Piękny niewątpliwie by się wśród nich znalazł. W towarzystwie Roberta właśnie.

Tymczasem wczoraj wieczór Lewandowski osiągnął to, o czym pewnie 10, czy nawet 6, lat temu nawet by nie pomyślał. Strzelił setnego gola w Lidze Mistrzów. A w doliczonym czasie gry, żeby nie było tak sztywnie okrągło, dołożył sto pierwszego. Jest trzecim, po Ronaldo, który wystrzelał tych goli 140, i Messim, który ustępuje Portugalczykowi o 11 bramek, zawodnikiem na świecie z dorobkiem stu i więcej ligomistrzowskich trafień. Niektórzy policzyli i im wyszło, że jeżeli chodzi o skuteczność, to przebił nawet tych dwóch. To znaczy na te 100 goli potrzebował mniejszej ilości spotkań.

Tak, proszę Państwa. I mówimy o zawodniku, który jest reprezentantem kraju, w którym w piłce panuje wszechwładnie PZPN, gdzie trenerami reprezentacji mianuje się szkoleniowców, nazwijmy to oględnie, miernych, gdzie praktycznie nie ma szkolenia, gdzie młody polski piłkarz nie może się przebić do składu pierwszoligowego (czy tylko?) zespołu, bo mu to blokuje cała masa tanio sprowadzanego zagranicznego szrotu. Itd., itp.

Muszę przyznać, że po poprzednim sezonie już w to przestałem wierzyć. Robuś miał w dorobku 94 gole, przez cały sezon zdobył całego JEDNEGO, w dodatku w pierwszej rundzie z ogonami, a potem już do końca sezonu była susza. Wyglądało na to, że polska kura przestała znosić Hiszpanom złote jaja.

W tym sezonie (LIGOWYM, bo o reprezentacji to ciszej nad tą trumną) Lewandowski zwyczajnie błyszczy. Błyszczy blaskiem nie Messiego, bo takim nigdy nie będzie, ale błyszczy swoim dawnym blaskiem. Do Barcelony przyszedł Flick i wszystko stało się dużo prostsze. Pomijając już Lewego, który wrócił do dyspozycji za kadencji Flicka w Bayernie. Po dwóch latach błąkania się po boisku odnalazł się na nim Rafinia. I to jak! Okazuje się, że można grać bez de Jonga i że to trzy razy lepiej wychodzi. Że bez Araujo obrona jakby solidniejsza. Wprowadzeni młodzi robią furorę w większości meczów. Że Pedri znów powala. Że ten sam Pena, o którego każdą interwencję w zeszłym sezonie drżał każdy kibic Blaugrany, radzi sobie wyśmienicie. Aż tak, że nie wiadomo czy Szczęsny w ogóle wyjdzie w tym sezonie ligowym na boisko. Oczywiście. Wpadki są. I muszą być, bo przy tylu młokosach i świerzakach byłoby dziwne, że ich nie ma. Flick też zresztą robi błędy. Choćby z Osasuną. Ale błędów to tylko nie robił Santos. Bo nic nie robił.

Miało być, zdaje się, o wyczynie Lewandowskiego. Ok, jedziemy. No więc jest to wyczyn, z którego chyba na razie nie zdajemy sobie jeszcze sprawy. Dotrze to do nas może wtedy, kiedy do Roberta i jego dwóch starszych rywali dołączy jeszcze ktoś. Niedużo ich przez długie lata, myślę, będzie. Halland, może Mbappe, może jeszcze ktoś, kogo na razie nie ma jeszcze na horyzoncie. I wtedy, za lat kilka, kilkanaście, kilkadziesiąt, dotrze do wszystkich Polaków, choć na hejterów bym w dalszym ciągu nie liczył, jak to długo trzeba czekać na kogoś równie skutecznego jak polski napastnik i czego naprawdę we wczorajszym meczu dokonał nasz rodak, Robert Lewandowski.

Czapki z głów, panie i panowie. Panie Robercie. JESTEŚ WIELKI!


HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (7)

Inne tematy w dziale Sport