Spektakularnych sukcesów pokroju tych z ostatnich 24-ch lat trudno w tym sezonie oczekiwać
W zasadzie to powinienem pisać w podtytule o około 20-tu, a nie o 24-ch latach, bo poprzedni sezon jaki był, to każdy kibic skoków pamięta, a sezony 2007/08, 2008/09 i 2015/16 są zupełnie do zapomnienia. Przynajmniej jak chodzi o rzeczone sukcesy.
Pozostałe zimy minionego ćwierćwiecza natomiast to, bez dwóch zdań i żadnych wątpliwości, złota era polskich skoków. Najpierw Król Małysz, który swoimi wynikami zasiał w dużej części narodu zwyczajną miłość do tego sportu (szczegółowych osiągnięć wiślaka nie podaję, bo chcę skończyć ten tekst zanim dzień końca dobiegnie), potem Cesarz Stoch z trzema olimpijskimi złotami i trzema wygranymi Turniejami 4 Skoczni, a w ramach bonusu osiągnięcia Żyły i Kubackiego. O pomniejszych, choć również, szczególnie w kontekście osiągnięć drużynowych na dużych imprezach, znaczących skoczkach nie wspomnę.
No i pojutrze, proszę Państwa, startuje nowa edycja starego kramu. Starego, ale znów ponoć „ulepszonego” przez człowieka z którym kilka lat temu wiązałem spore nadzieje, a który, przynajmniej jak dotąd, okazał się głównym hamulcowym rozwoju skoków i kimś jeszcze bardziej dla nich szkodliwym niż jego niesławnej pamięci poprzednik, Hofer Walter. Chodzi mi oczywiście o obecnego sternika FIS w zakresie skoków - Sandro Pertile. Zostawmy jednak samego Włocha i jego działania na boku. Zajmijmy się naszą drużyną i jej ewentualnymi szansami na prolongatę przywołanych wyżej sukcesów. Patrząc z aktualnej perspektywy nie są to chyba, szczerze pisząc, szanse duże.
Zacznijmy od składu. Na pierwsze zawody w Lillehammer trener Thurnbichler desygnuje, w kolejności zdobytych poprzedniej zimy punktów w PŚ: Zniszczoła, Kubackiego Stocha, Wąska i Kota. Z tej piątki tylko ten czwarty ma mniej niż 30 lat. Pozostali: Stoch – 37,5, Kubacki prawie 35, Kot 33,5, Zniszczoł za chwilę 31. Wąsek przy nich jak junior, bo „ledwie” 25,5. Szczaw po prostu. Pierwszym do wskoczenia do pierwszego składu jest sportowy pradziadek – prawie 38-letni Żyła, który musi być notabene w tej chwili zupełnie bez formy, bo inaczej po prostu poleciałby do Norwegii.
Taka jest w tej chwili nasza pierwsza reprezentacja.
I oni tam nie są za zasługi, tylko dlatego, że nikim lepszym w tym momencie nie dysponujemy. Dlatego ten wybór jest ok. Zawsze na zawody powinni jeździć najlepsi. Tylko czego spodziewać się od wystawianej w Lillehammer drużyny, której średnia wieku, i to tylko dzięki Wąskowi, to 32 lata i 4 miesiące. I która, będąc równo o rok młodsza, już wtedy zupełnie nie nadążała za rywalami? Co prawda FIS pana Pertile znów ponoć miesza w sprzęcie i, przez przypadek, może się to dla nas okazać korzystne (choć szczerze wątpię, bo wszelkie zmiany w tym zakresie były zawsze robione pod Niemców i Austriaków, a może bardziej pod Austriaków i Niemców), ale nawet gdyby, to nie wiem czy na tyle, żeby znacząco poprawić ich ubiegłoroczną pozycję w stadzie. Oczywiście mój niepoprawny optymizm każe mi cały czas wiązać z nadchodzącym sezonem nowe nadzieje, ale rozum podpowiada, że nadzieje te mogą się okazać całkiem płonne.
Oby ten drugi się mylił. Najlepiej totalnie.
PS
O tenisie i kopanej z pewnością w ciągu paru najbliższych dni coś popełnię, tylko niech najpierw te porażki (Celt) i klęski (Probierz) w końcu strawię.
Inne tematy w dziale Sport