Może się wreszcie skupić na tym drugim, ważniejszym. Bo mimo, że Iga wygląda na ten moment słabo, to i tak, wobec słabości rywalek, będącej oczywiście rezultatem zmęczenia sezonem, może obronić tytuł mistrzyni świata. Ale od początku.
Coco zagrała dzisiaj bardzo przyzwoicie i na pewno była w tym meczu lepsza. Dlatego zasłużenie wygrała. To był jej najlepszy mecz, jaki kiedykolwiek rozegrała z Igą. A Polki najsłabszy z Coco. Przy czym Iga mogła, gdyby pozbyła się nabytej po Roland Garros maniery, to spotkanie nawet wygrać. Nie wygrała, bo psuje na potęgę, nie ma cierpliwości i próbuje kończyć punkty nieprzygotowanymi do końca piłkami. Widać też brak ogrania. Nieważne.
Ważne, że nie musi już zawracać sobie głowy jakimś prowadzeniem w rankingu. Ma czystą głowę. Teraz trzeba spuścić manto Peguli i liczyć, że Coco nie przegra taktycznie w dwóch setach z Krejcikovą, chociaż nie wiem czy to będzie potrzebne i czy w wypadku równej liczby zwycięstw w grupie nie liczy się bezpośredni pojedynek. A potem wypada szykować się na bój z Sabalenką, która widząc kto w jakiej jest formie, będzie chyba wolała grać półfinał z Igą niż z Coco. Dlatego jutro Rybakinie raczej nie odpuści.
Muszę przyznać, że liczyłem na lepszą postawę Świątek w tym turnieju. I na lepsze efekty zmiany trenera. Ale, jak się nie ma co się lubi… to się nie narzeka i próbuje ugrać co można.
W czwartek i, mam nadzieję, szczególnie w piątek, trzeba będzie wreszcie grać jak na Świątek przystało. Tę z pierwszego półrocza. Inaczej z soboty nici. A byłoby szkoda, bo ona przecież finałów nie przegrywa.
Inne tematy w dziale Sport