W sumie ten Rijad nie aż tak daleko. No i, de facto, nawet gdyby z Czeszką dzisiaj przegrała, to jeszcze by w samolot powrotny wsiadać nie musiała. Tylko czy miałaby poważne szanse na wyjście z grupy?
Moim zdaniem w tej grupie wciąż wszystko się może zdarzyć. To znaczy nie wszystko. Pegula, uważam, nic już w tym turnieju nie zrobi. Z powodu meczu Barcelony widziałem tylko fragment jej meczu z Gauff, ale żywcem nic nie grała. Dlatego myślę, że przegra i z Igą, i z Czeszką (pod warunkiem, że tej nie zmoże kontuzja, bo się pod koniec spotkania z Polką łapała za plecy).
Co do samego meczu Świątek-Krejcikova. Trzeba przyznać, że pierwsza godzina spotkania, może nawet pięć kwadransów, to było, toczka w toczkę, to co obserwowaliśmy w przegranych meczach z Noskovą, z Putincewą czy, trochę wcześniej, z Ostapienko. Nie wiem czy można to do końca zwalać na to, że to pierwszy mecz po długiej przerwie. Ale widać było, że początki były bardzo trudne. Później, ale także dzięki coraz słabszej grze i dużej pomocy Krejcikovej, sytuacja się unormowała. Polka zaczęła grać lepiej, odrobiła straty i ostatecznie, w sumie zasłużenie chyba jednak, wygrała. Ale co się człowiek nawkurzał, to jego. Serdecznie po tym meczu współczuję tym z kibiców, którzy obgryzają paznokcie. Czuję, że gdybym obgryzał, to miałbym zdarte do krwi.
Rękę nowego trenera widać było, na razie, tylko w jednym elemencie. Iga bezprzecznie poprawiła serwis. 10 asów w jednym meczu mówi samo za siebie. Za Wiktorowskiego takiego wyniku na pewno nigdy nie osiągnęła. Poza tym niczego „świeżego” czy nowatorskiego w jej grze nie zauważyłem. Oczywiście trzy tygodnie to bardzo krótki okres i trudno się było spodziewać, że w tym czasie dokona się u Igi jakaś szalona zmiana stylu gry. Ja się jej, owszem, w formie cywilizowanej, spodziewam, po to chyba nowy trener został zresztą zatrudniony, ale dopiero od nowego sezonu. Teraz natomiast chciałbym widzieć Igę w formie prezentującą swoje znane walory na najwyższym poziomie. Tym z pierwszego półrocza. Tego w meczu z Krejcikovą, oprócz rzeczonego serwisu, jeszcze nie dostrzegłem.
Z Coco która, po odejściu przereklamowanego Gilberta, gra dużo lepiej, może być znacznie trudniej niż z Czeszką. I piszę to doskonale zdając sobie sprawę z aktualnego bilansu spotkań obu tenisistek. Ale nic to. Trzeba zacisnąć zęby i iść va banque.
Nie będę uprzedzał faktów i ustalał składu półfinałów. Niech się wyklarują same. Wydaje się jednak, po tym co zobaczyłem w sobotę, że trudno sobie wyobrazić sytuację, w której Sabalenki w tymże półfinale nie będzie. A to, jak słyszę, jest warunek, żeby Iga wróciła na tron. To jeszcze jeden argument, żeby w ogóle o tym tronie nie myśleć. Myśleć trzeba o wygraniu następnego meczu. I na tym się skupiać. A co będzie, to wyjdzie w praniu.
Inne tematy w dziale Sport