HareM HareM
174
BLOG

Trzeba było na to czekać bite 9 lat!

HareM HareM Piłka nożna Obserwuj temat Obserwuj notkę 6
Dokładnie to nawet 9,5!

6 maja 2015 roku Leon Messi, w pojedynkę, wygrał mecz z Bayernem. To znaczy wygrała Barcelona, ale tylko i wyłącznie dzięki Argentyńczykowi. Najpierw przyłożył zza pola karnego w dolny lewy róg i neuer był bez szans. Potem wkręcił Boatenga w ziemię niczym elektryczny wkrętak wkręta (wiem, że brzmi nie najlepiej, ale nic innego do głowy akurat nie przychodzi) i przeniósł piłkę nad rozkładającym się przed nim w swoim stylu niemieckim bramkarzem. Na koniec, do milimetra, wyłożył piłkę Neymarowi, który pobiegł do przodu, wyprzedził znacznie wolniejszych niemieckich defensorów i, znajdując się sam na sam, dopełnił dzieła. W efekcie Barca wygrała trzy ucho.

Od tego momentu aż do wczorajszego wieczoru, a w tym czasie obie drużyny spotkały się sześciokrotnie, bilans meczów Bayern–Barcelona to sześć wygranych monachijczyków i stosunek bramek 22-4. Wszystkie te porażki były, z punktu widzenia Barcy, dość spektakularne, ale pamiętne 2:8 w ćwierćfinale Ligi Mistrzów’20 w Lizbonie chyba szczególnie. Katalończycy, jeszcze przecież z Messim i Suarezem w składzie, naszpikowani zresztą paroma innymi gwiazdami, doznali wyjątkowo upokarzającej klęski. I nie chodzi tylko o sam suchy wynik. Na boisku zwyczajnie nie istnieli. Informacja dla tych, co się piłką nie interesują: trenerem Bayernu w tamtym sezonie był Hans-Dieter Flick.

No i wczoraj, 9,5 roku po swojej ostatniej wygranej, po sześciu kolejnych i w większości dotkliwych porażkach, Barcelona wreszcie się odgryzła. Odniosła efektowne i wyraźne zwycięstwo pokonując rywali z Bawarii trzema bramkami. Każda z nich, ze szczególnym uwzględnieniem trzech trafień Rafinii, ładniejsza od poprzedniej. Notabene obie branki dla Niemców, i ta uznana i ta nieuznana, też wyjątkowej urody.

Ja na te wszystkie 8 spotkań B. versus B. zawsze, jako jego wierny fan, spoglądałem z perspektywy Roberta Lewandowskiego.Bayernowi, zanim zaczął tam grać Polak i po tym jak przestał, nie kibicowałem nigdy. Barcelonie zawsze za wyjątkiem meczów, kiedy grała z Bayernem, w którym występował nasz snajper.

Jak łatwo więc wywnioskować cieszyłem się z rozstrzygnięć tych spotkań pięciokrotnie, a smuciłem trzy razy.

Wczoraj moja radość była zdecydowanie największa. Raz, że po raz pierwszy wygrała Barca z Lewym w składzie, dwa że Polak odegrał w tym meczu dość istotną rolę i trzy, że ta wygrana była została osiągnięta po ciekawym i pełnym emocji meczu. Dawno, w meczu międzynarodowym, nikt tak spektakularnie Bayernu nie obił.

Przy okazji. Staje się ewidentną, chyba dla każdego, jedna rzecz. Ta mianowicie jak słabym trenerem jest Xavi. Albo inaczej. Jak dobrym, na jego tle, jest Flick. Ma praktycznie do dyspozycji tych samych ludzi. Może nawet nie, bo nie mógł dotąd korzystać z Gaviego, kontuzjowanych jest kilku innych, ważnych dla klubu, graczy. Tymczasem wyniki, ale również gra Barcelony, to zupełnie inna półka niż w sezonie poprzednim. Oczywiście. To wciąż początek sezonu i wszystko się może zdarzyć. Już w sobotę, bo przed Barcą jedno z ważniejszych, jeśli nie najważniejsze, zdarzeń tej jesieni – Gran Derbi. Ale Bayern Kompany’ego to nie Bayern Tuchela. To dużo lepsza drużyna. I grając z takim rywalem, rywalem z najwyższej półki, rozgrywającym, w pierwszej połowie szczególnie, bardzo dobry mecz, Katalończycy zdjęli z siebie klątwę wiecznego przegrywa. Przez 9 ostatnich lat, ale i wcześniej, bo pamiętamy słynne 0:7 w dwumeczu w roku 2013, służyli Bayernowi jako wzorcowi chłopcy do bicia.

Mnie szczególnie cieszy fakt, że w tej rywalizacji, po chwilowym okresie przynależenia do przegranych, Robert Lewandowski znów znalazł się po zwycięskiej stronie. Mniejsza o jego osobisty bilans tych spotkań, który zresztą zaraz przytoczę. Ale takie wygrane jak ta wczorajsza budują. I jego, i kolegów. Oby dały kopa do równie dobrej gry i zwycięstwa w najbliższą sobotę. Są na to spore szanse. Abstrahując od wspaniałej z pewnością w tej chwili atmosfery w drużynie, musi zachwycać postawa Rafinii. Bardzo dobrze prezentują się Casado i Pedri, lepiej niż jeszcze kilka tygodni temu gra obrona, cały czas imponuje (chociaż wczoraj akurat jakby ciut mniej) Yamal, ze świetnej strony pokazał się wczoraj wracający po kontuzji Fermin. O samym Lewandowskim i jego wyjątkowej ostatnio skuteczności nawet nie wspominam.

Ale jest też druga strona medalu. Znajdujący się w doskonałej dyspozycji Vinicius, przeżywający trzecią młodość Modrić, niesamowicie szybki i zawsze, bez względu na formę, groźny Mbappe, jest też mocny i, z błogosławieństwem hiszpańskich sędziów, bezpardonowo grający duet Ruediger-Militao. W odwodzie nieustępliwi Tchouameni i Camavinga. Kontuzji doznał Courtois i w słabej formie jest Bellingham. Ale Belga potrafi dobrze zastąpić Łunin, a Anglik jak słyszy „Barcelona”, to od razu gra dwa razy lepiej. Tak jak to było w poprzednich derbach. Więc się będzie w sobotę działo. I o to chodzi, i o to chodzi, jak mówił w „czarnych Chmurach” niezapomniany Cezary Julski.

No to jeszcze na koniec te liczby Lewandowskiego. Grał we wszystkich tych 8 meczach. W pięciu reprezentował Bayern, w trzech Barcelonę. 5 razy wygrał (4+1), trzy razy przegrał (1+2). Jego zespoły strzeliły 21, straciły 13 bramek. Sam Lewy trafił do siatki rywali pięciokrotnie i dwa razy asystował. Z potencjalnych 720-tu minut przebywał na boisku przez 694.

Jak dla mnie całkiem niezłe liczby. Ktoś ma inne zdanie?


HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (6)

Inne tematy w dziale Sport