Tytuł główny, piszę to na wszelki wypadek, to nie jest podsumowanie wczorajszego, rozegranego w ramach Ligi Narodów, spotkania Polska-Chorwacja. Natomiast niewątpliwie oddaje on, i to w sposób wyjątkowo trafny to, co wyprawiał wczoraj na Stadionie Narodowym Paweł Dawidowicz. Przez pełne 39 (bo tyle tylko, na szczęście, grał) minut.
Ja naprawdę nie wiem co myśleć o Michale Probierzu jako trenerze, skoro trzeba było dopiero kontuzji (i to takiej, zdaje się, z gatunku bardzo poważnych i uniemożliwiających dalszą grę) stopera, żeby pan selekcjoner ściągnął go wreszcie z boiska.
Niemal każde dojście piłkarza Werony do piłki niosło z sobą potencjalne niebezpieczeństwo dla naszej drużyny i wywoływało u normalnego kibica co najmniej ból zębów. Dawidowicz już w meczu z Portugalią był wyjątkowo rzadki, ale wczoraj, po prostu, przeszedł sam siebie.
Jan Bednarek zagrał wczoraj, jak to ma grając w kadrze w zwyczaju, słabiutki mecz. Ale i tak przy Dawidowiczu wyglądał niczym Glik. Z dobrych czasów oczywiście, nie z ostatnich kilku lat.
Jeszcze stosunkowo niedawno, tzn. wtedy, gdy stanowił najbardziej pewne ogniwo obrony w Weronie, mogło się wydawać, że Dawidowicza można brać pod uwagę jako kandydata do zajęcia stałego miejsca w pierwszym składzie naszej obrony. Dziś widać, że to tylko pobożne życzenie. Jego październikowe występy w kadrze bezwzględnie go dyskwalifikują i nakazują wręcz pożegnać się z nim na wieki wieków amen. Nic z tej mąki, Szanowni Państwo, nie będzie!
Makabryczna nieporadność przy kryciu (notabene powinien się przerzucić na zapasy w stylu wolnym, bo jedyne co robi, to łapie rywali, w dodatku też nie zawsze skutecznie, w pasie i poniżej), beznadziejna szybkość, żadna zwrotność i wreszcie ocierająca się o totalną nieodpowiedzialność (tego eufemizmu użyłem tylko po to, by nie powtarzać określenia z tytułu) w wyprowadzeniu piłki po jej przejęciu. Wystarczy? Chyba wystarczy.
Nie wiem czy są jeszcze jacyś nowi, kolejni kandydaci na to by grać na stoperze w reprezentacji. Pewnie się znajdą, bo skoro można wstawić do pierwszego składu na Portugalię juniora (do którego nic osobistego nie mam i który, kiedyś tam, może się nawet, być może, okazać polskiej kadry filarem) ze stażem stu ligowych minut, to można wszystko.
Gdyby jednak, wg selekcjonera, nie było, to grajmy w dziesięciu. Byle bez Dawidowicza. Po wczorajszym popisie powinien dostać sądowy zakaz zbliżania się do kadry.
Inne tematy w dziale Sport