Jak to jest, że wśród prawie 40 mln ludzi nie można znaleźć 11-tu jako tako wyszkolonych kopaczy?
Tak na wszelki wypadek ten tytuł, bo po oglądnięciu wczorajszego meczu z wyłączonym komentarzem (ja tak, na przykład, robię gdy komentuje Borek lub Szpakowski), ktoś mógłby tak rzeczywiście pomyśleć. Więc od razu wyprowadzam z błędu.
Probierz może opowiadać, że świetnie weszliśmy w mecz i że po bramce na 1:2 też nam nieźle szło. W Polsce jest wolność słowa, więc nic mu za to ze strony kibica nie grozi. Oprócz weryfikacji tego, co mówi.
Jako kibic powiem tak. To „świetne wejście w mecz” trwało wszystkiego trzy minuty. Tyle, ile kilkanaście tygodni temu burza gradowa w okolicach Raciborza. Różnica między rzeczoną burzą a „świetnym wejściem” jest taka, że niektórzy mieszkańcy mojego powiatu skutki burzy będą odczuwać jeszcze długo, a ”świetne wejście” efektów nie przyniosło żadnych.
Co do bramki dla naszych, to była mocno przypadkowa. Strzelona, po pierwsze, z podania przeciwnika, a dwa że w momencie, kiedy trener rywali, widząc naszą beznadzieję i chcąc zaoszczędzić na kondycji swoich podopiecznych, pozdejmował już wielu ważnych graczy z boiska.
Cała reszta, czyli 90% spotkania, to była gra do jednej bramki. Jak kto woli gra w dziada. Biegaliśmy za futbolówką jak chłopcy do podawania piłek, a Portugalia sobie pykała. Szczególnie w pierwszej połowie, kiedy Iberyjczykom chciało się jeszcze grać i traktowali mecz w miarę poważnie, wyglądało to szczególnie żałośnie. Zawiodła głównie pomoc. Zupełnie nieprzydatny, po raz nie wiem który, Szymański, niewiele wnoszący Zieliński, bezproduktywny tym razem Zalewski. Wystawionego przez Probierza (chyba do wiatru) debiutanta też trudno ogłosić po meczu jakimś szczególnie skutecznym remedium na nasze bolączki. Byłbym nawet zdania, że debiut Oyedele był, nie będę wobec nastolatka złośliwy, taki sobie. Zatrważający w obronie Frankowski (w przodzie, jak zwykle, jawił się niczym jeździec bez głowy, choć raz akurat jego centra do Lewandowskiego, w drugiej połowie, trafiła) którego, wraz z Walukiewiczem, Leao woził jak na wózku inwalidzkim. Do tego wszystkiego wyjątkowo mało zwrotni stoperzy. Ich zachowanie, przy obu golach zresztą, katastrofalne.
Osobne miejsce za pierwszą połowę należy się Robertowi. Przed meczem jedna z bliskich mi osób zasugerowała, że mamy pewne szanse, bo Portugalia będzie grała w 10-tkę. Że niby przez to, że Piękny znalazł się w składzie. Tymczasem Piękny był aktywny i strzelił gola (nieważne, że tylko dzięki temu, że mamy takich, a nie innych defensorów), a Lewandowski, z prawą ręką wciąż wyciągniętą niczym w szynie gipsowej, przetruchtał całą pierwsze 45 minut. To ja się pytam. Kto w końcu grał w pierwszej połowie w 10-tkę?
O drugiej połowie nie warto pisać, bo do wspomnianego przypadkowego gola nasi bili tylko głową w mur (jedyny wyjątek to ta główka Roberta), a Portugalczycy odwalali pańszczyznę. Jak ktoś nie oglądał to dodam, że na koniec Bednarek, bo któż by inny, strzelił samobója, czym ukoronował naszą grę obronną.
Dzisiaj przeczytałem ciekawy tekst pana redaktora Tuzimka. Z tego co pamiętam gość, na tle innych dziennikarzy, z reguły wypada mocno korzystnie. Więc, jak trafiam na jego tekst, to czytam. Teraz napisał, że zastanawia się nad jednym. Kiedy wreszcie coś z tego, co wiecznie bada i sprawdza nasz selekcjoner, przyniesie efekty. Bo na razie to efekty, owszem, są. Ale żadne.
To ja się do rzeczonego redaktora przyłączam. Panie Probierz! Niech coś z tych pana eksperymentów zacznie wreszcie wynikać.
Inne tematy w dziale Sport