Nasze Dobro Narodowe bez trenera.
Rano gruchnęła wieść, że Iga Świątek postanowiła zmienić woźnicę. I wszyscy zszokowani. Nie wiedzieć czemu, moim zdaniem.
A sprawa jest prosta. Tak jak baterie Sierzputowskiego wyczerpały się trzy lata temu, tak teraz to samo spotkało Wiktorowskiego. Dał już Idze z siebie wszystko co miał i, tak jak w grudniu 2021 jego poprzednik, stał się, starajmy się być delikatni, mało użyteczny.
Zwolniony dziś trener wykonał z Igą kawał dobrej roboty. Tego mu z pewnością nikt nie jest w stanie odebrać. Cztery Wielkie Szlemy, prawie dwadzieścia turniejowych tytułów, medal igrzysk (i nieważne, że niektórzy traktują ten brąz jak porażkę, co jest, umówmy się, niesprawiedliwe), ponad 120 tygodni liderowania w rankingu i last, but not least, mistrzostwo świata w Cancun. Tego wszystkiego podważyć się nie da.
Nie da się też jednakże ukryć, że niektórych problemów sztab Igi pod przywództwem (tak przynajmniej powinno być) Wiktorowskiego rozwiązać nie potrafił. I coraz mniej zanosiło się, że w dającej się ogarnąć perspektywie, potrafił rozwiązać będzie. Nie pisząc o tym, że za rządów byłego już coacha Iga, zamiast rozszerzyć, stopniowo zawężała wachlarz stosowanych zagrań.
Powiem tak. Tomasz Wiktorowski na pewno zrobił swoje. Zrobił więcej jak swoje. Zasadniczo dużo więcej. Ale jeśli Iga ma się rozwijać i zwiększać przewagę, a nie tylko stać w miejscu i bronić się przed coraz ostrzej i skuteczniej nacierającą konkurencją, to ta zmiana wydaje się konieczną. Tyle.
Dużo bardziej martwi mnie wycofanie się Polki z turnieju w Wuhan. Bo to oznacza jedno. W zasadzie dwie rzeczy. Które się zresztą wiążą. Pierwsza. Na treningach dalej musiało nic nie wychodzić. Znaczy wychodziło jak w meczach, które powinna w tym roku wygrać, a przegrała. Co zresztą jeszcze bardziej uzasadnia decyzję o rozstaniu z dotychczasowym coachem. Ale jest też drugie dno. Czas, który minął od momentu porażki z Pegulą, to może być, mimo odpoczynku, czas stracony. Poszukiwanie nowego trenera (bo chyba nikt nie myśli, że ta decyzja, o rozstaniu znaczy, zapadła dzisiaj) przedłuża się, a dni i tygodnie uciekają. No i dno trzecie. Pani psycholog. Chodzą słuchy, że to ona w teamie gra, czy chce grać, pierwsze skrzypce. A Świątek trzyma jej stronę. To mogą być oczywiście czyste złośliwości, więc trzeba do nich podchodzić z dystansem, ale zwolenników tej tezy nie jest mało. Równie dużo co tych, którzy mówią, że dobrze że z teamu „odeszła niewłaściwa osoba”.
Przyszło mi przez chwilę do głowy, że przyczyną rezygnacji z kolejnego turnieju (Wuhan jest już czwartym z rzędu miastem, któremu Świątek po US Open powiedziała „nie”), było to, że Polka postanowiła nie tyle iść z WTA na udry, ale pokazać działaczom, że są rzeczy ważniejsze niż przyjmowanie ich decyzji w kwestii kalendarza za prawdy objawione i święte, ale to była tylko chwila. No bo tak długi brak Igi w tourze bije niewątpliwie w organizację (co to za rozgrywki, w których przez tak długi okres nie chce uczestniczyć numer 1 na świecie?), ale niewątpliwie bije również w nią. Zyskuje tylko i wyłącznie jej najgroźniejsza rywalka. Dlatego też taką tezę, po krótkim zastanowieniu, jednak odrzucam. Ale jak już przy zyskach i stratach jesteśmy, to Sabalence, po dzisiejszej ćwierćfinałowej porażce w Pekinie, jeśli Iga wygrałaby WTA Finals, do zdetronizowania Polki nie wystarczy nawet wygrana w Wuhan (zakładając, że w Tokio i pomniejszych turniejach Białorusinka już udziału nie weźmie).
Tak czy inaczej. Wypada czekać na wybór jakiego dokona Świątek. Jeśli ktoś chce znać moje zdanie na temat ewentualnej kandydatury Gilberta, za którym od rana, jak słyszę, gardłuje Wojciech Fibak, to jestem mocno sceptyczny. Uwstecznił Gauff, która pod okiem Riby zaczęła spełniać oczekiwania jakie wobec niej mieli Amerykanie. A ten się podpiął pod Ribę, wysiudał Hiszpana (który wrócił do Żeng i odnosi z nią życiowe sukcesy), a Coco doprowadził do stanu… sprzed Riby. Zastąpienie Gilbertem Wiktorowskiego będzie, moim skromnym zdaniem, w najlepszym wypadku, ucieczką z deszczu pod rynnę. Trzeba szukać innej kandydatury. Kilka ich chyba jest. Były trener Osaki, choć on chyba też już świetność ma za sobą, były trener Peguli, były trener Sakkari. Jeśli jeszcze są dostępni, bo nie wiem. Zostawmy to tym, którzy biorą za to duże pieniądze.
Ostatnie zdanie. Na pewno jest tak, że sztabem musi rządzić trener. Trzeba więc życzyć NDN-owi, żeby wybrał coacha, który nie tylko nada grze Igi nowy impuls, ale także będzie na tyle mocny mentalnie, że nie da sobie w kaszę dmuchać nikomu, włącznie z samym NDN-em i jego faworytami bądź faworytkami. Jak to mówił Zagłoba: „wuj to wuj”. A trener to trener. Może mieć charakter Wagnera, może mieć Górskiego. Ale bezdyskusyjnie musi być, albo w bardzo krótkim czasie stać się, dla całego teamu, bez wyjątku, niepodważalnym autorytetem. Pytanie czy w tej chwili na rynku ktoś taki się znajdzie.
Inne tematy w dziale Sport