Rok się chyli ku końcowi, więc próba spojrzenia z perspektywy tego okresu czasu na dyscyplinę jest w jakiś tam sposób uzasadniona.
Nasza lekkoatletyka, a może sport w ogóle, to się jako tako w latach 60-tych i 70-tych ostatnio chyba miały. Wtedy można było mówić o jakimś szkoleniu, o masowości sportu i tego typu rzeczach. A brało się to, zdaje się i wbrew pozorom, z dość niskiego stopnia zamożności społeczeństwa. Po prostu dzieciaki i młodzież nie miały innych możliwości spędzania wolnego czasu. Przynajmniej en masse. Teraz mają i dlatego nasza leniwa młodzież garnie się do wyczynowego sportu tak, jak się garnie. Czyli zapaleńcy albo koniunkturaliści. Siłą rzeczy musi być tego mało.
Więc lekkoatletyka polska jest słaba. Podobno ostatnio coś się ruszyło. Zmieniły się władze PZLA. Może to coś dało. Nie wiem. Za wcześnie wyrokować. Bo potem może się okazać tak jak w polityce. Zamiast PZPR rządzi SLD albo postUD-eckie PO. No więc na jedno wychodzi.
Ale najważniejsza impreza roku przyniosła kibicom tej dyscypliny sportu, w tym np. mnie, dużo radości. Czułem się niemal jak w Sydney, kiedy to nasi lekkoatleci zdobyli 4 złote medale. A może nawet lepiej, bo tam partycypowały w tym 3 osoby, a teraz medali było 8 i każdy zdobyty przez kogoś innego!
Jest rzeczą niewątpliwą, że polska lekkoatletyka konkurencjami technicznymi obecnie stoi. W biegach jesteśmy praktycznie outsiderami. Gdyby nie płotkarze Anna Jesień, Artur Noga i Marek Plawgo (jeśli akurat nie leczy kontuzji) to można by było mniemać, że w Polsce nikt nie potrafi szybko biegać. Za to, prawie najlepiej na świecie, umiemy rzucać. Ze skakaniem zaczyna nam znów nieźle wychodzić. Choć jeszcze nie w każdej konkurencji.
Zza mgły wywołanej dobrym występem i stertą medali w Berlinie wyłania się jednak duży problem. Nasi najlepsi są w swoich konkurencjach autentycznymi singlami. Wyjąwszy tyczkę kobiet nie ma w Polsce konkurencji, gdzie rodzimy lider czy liderka czuliby na plecach oddech rywala. Mówię o tych konkurencjach, gdzie się liczymy.
No i się zapętliłem. Bo napisałem, że jesteśmy silni, a wychodzi na to, żeśmy kolos na glinianych nogach. Boom potrwa do czasu jak Majewski z Małachowskim przestaną rzucać i znów, jak po Korzeniowskim, będziemy chodzić parę lat w żałobie.
Bo żeby zmiana na lepsze była trwała trzeba zmian systemowych. Pytanie czy nowa lekkoatletyczna władza ma zamiar je wprowadzić. A jak tak to czy to się uda.
Inne tematy w dziale Sport