Rzeczywiście słabo to wygląda. Tak sobie patrzę na tabelę medalową i się zastanawiam. Czy my jesteśmy tak wyjątkowo marni sportowo, czy są jakieś inne przyczyny tego, że prawie czterdziestomilionowy naród co cztery lata ma kłopoty z uzbieraniem wyraźnie większej od 10-ciu liczby medali olimpijskich? A w tym roku to i z tą dychą może być kiesko.
Po ośmiu dniach zmagań byliśmy na, ex aequo zresztą, 38. miejscu z Grecją. Tuż przed Kosowem. Co to w ogóle za kraje, w porównaniu z nami, są?
A w tabeli po dniach dziewięciu, jako że nasz licznik od dwóch dni stoi jak nie powiem co, jesteśmy pewnie jeszcze niżej. Na wszelki wypadek nie sprawdzam.
Ten dziewiąty dzień przyniósł nam same rozczarowania. Przysłowiowy wyjątek od reguły to oczywiście Katarzyna Wasick, która popłynęła wczoraj na miarę swoich i kibicowskich oczekiwań. To ważne, że obu, bo niektórzy nasi sportowcy mówią po występie, że są z siebie zadowoleni mimo że, obiektywnie rzecz biorąc, być nie powinni. Nie będę już pisał, że dziś wieczorem Wasick może zaokrąglić nasz bilans medali do niebotycznej i nie dającej się wyobrazić po ¾ trwania igrzysk liczby pięciu, ale faktycznie może.
W natłoku tych wszystkich wczorajszych porażek zapomniałbym o drugim wczorajszym wyjątku. O kajakarzach górskich. W konkurencji kajak-cross, w której się zresztą zupełnie nie orientuję, ale to podobno coś takiego jak czwórkowe wyścigi w crossie narciarskim, tylko że na wodzie, cała nasza trójka, a więc Klaudia Zwolińska, Mateusz Polaczyk i Grzegorz Hedwig dostała się do kolejnej rundy. Do której i jakie są ich szanse w dalszej rywalizacji – nie mam pojęcia.
No i teraz lista wczorajszych dokonań pozostałych polskich sportowców. Polecę dyscyplinami, będzie bardziej usystematyzowane.
Padali wczoraj w sesji rannej jak muchy nasi lekkoatleci. Sprinter Wdowik, ośmiusetmetrówka Wielgosz (naprawdę nie wiem po co przyjechała na te igrzyska), potem tyczkarze Sobera i Lisek. Po południu czarną serię nieprzebrniętych eliminacji/repasaży kontynuowali średniodystansowcy Rak i Wyderka.
Nie dostała się finału Ewa Swoboda. To oczywiście jest rozczarowanie, ale jednak zupełnie innego sortu. Jest różnica kiedy ktoś awans do finału przegrywa o jedną setną sekundy i zamiast być szósty czy siódmy, jest dziewiąty, a tym, że ktoś w biegu na 800m przybiega dwa razy 40m za czołówką w czasie gorszym od życiówki o dobre 5, jak nie więcej, sekund.
Ostatnie, ósme, miejsce w biegu finałowym 4x400m zajęła nasza sztafeta mieszana, która broniła tytułu mistrzowskiego. Zważywszy w jakim biegła składzie, to jej występu za rozczarowanie bym nie uznał. Ale za symbol obniżki poziomu naszych lekkoatletów przez ostatnie trzy lata już tak.
Na pływalni, oprócz wspomnianej Katarzyny Wasick, same niefarty. Katarzyna Fiedkiewicz poza półfinałem na 50m crawlem, Krzysztof Chmielewski daleko od finału na 1500 m. To samo obie sztafety, męska i damska, na 4x100m zmiennym. No ale dlaczego niby miałoby być inaczej, skoro w tych sztafetach ci sami, których indywidualnie nie było nawet w półfinałach wyścigów indywidualnych?
Siatkarze piaskowi też przegrali, ale przynajmniej wcześniej awans mieli już w kieszeni. Tyle, że będą przez tę porażkę mieli gorsze rozstawienie w fazie pucharowej. A mogli spokojnie wygrać. Pierwszy set przynajmniej.
Odbył się wyścig kolarzy szosowych, w którym reprezentował nas (zamiast desygnowanego Kwiatkowskiego, który zasłonił się kontuzją) Stanisław Aniołkowski. Z tego co piszą, nasz kolarz do mety dojechał. BTW. Zaczynam rozumieć dezercję Kwiatkowskiego. Jeśli to był protest przeciwko znów panoszącemu się w peletonie dopingowi (dwa zwycięstwa Evenepoela w stylu Pogacara z TdF), to go oczywiście popieram. Tyle, że moje poparcie to mu tak potrzebne jak umarłemu kadzidło. A nie słyszałem, żeby Kwiatka, jeśli faktycznie protestował, poparł ktoś jeszcze. I na tym polega dramat
Teraz żeglarze. Przed wyścigami finałowymi mieliśmy w wind surfingu dwie szanse medalowe. No to po nich. Maja Dziarnowska skończyła igrzyska na pozycji ósmej, Paweł Tarnowski jeszcze pozycję niżej. W klasach ILCA6 Agata Barwińska jest po wczorajszym dniu 21-sza, a Michał Krasodomski to ze dwa razy bardziej z tyłu.
Widoczny awans Adriana Meronka w golfie. Po bardzo dobrym piątku jeszcze lepsza sobota i z 52. przesunął się na miejsce 50. Lokata w czołowej 50-tce to naprawdę jest nie byle co. Golf to nie jest jakiś tenis albo inny bieg na 100m. Dziwię się, że do tej pory nie doszły mnie z tego tytułu głośne zachwyty dziennikarza senatora Persona i jemu podobnych. Jest o czym piać przecież.
No i zostali nam na deser siatkarze. Napiszę tak. Po tym co pokazali wczoraj, mamy ogromne szanse, by w Paryżu przedłużyć, ciągnącą się już od nie wiadomo kiedy, chlubną serię występów olimpijskich bez medalu. W pierwszych dwóch setach to był po prostu dramat. A to, co robił Kurek, to jest kryminał. Nie wiem dlaczego Bołądź siedzi na trybunach. To po co go w ogóle brano do Paryża? Później, głównie dzięki Semeniukowi i temu, że Włosi spuścili z tonu, wyglądało to trochę lepiej, ale z taką grą to szkoda w ogóle w tym ćwierćfinale na Słoweńców wychodzić. Nadzieja jest jedna. Taki mecz jak ten z Włochami mamy już za sobą, a nic dwa razy się nie zdarza. Wszystko co nas nie zabije, to nas wzmacnia. Mecz z Włochami nas nie zabił, bo był grupowy. Tak więc może być tylko lepiej niż wczoraj.
No bo jak jeszcze w tej siatkówce medalu nie będzie, to co?
Ciąg dalszy może nastąpi…
Inne tematy w dziale Sport