Niestety. Z jednej strony godne pochwały, a z drugiej niezbyt rozsądne poświęcenie, jakim wykazał się Polak, nie chcąc przegrać w drugiej rundzie Wimbledonu, kosztuje go absencję na igrzyskach. Najgorsze, że to nie wszystko. Konsekwencje są dużo poważniejsze. Nie tylko dla niego, ale również dla Polski. Nie będziemy mieć swojej reprezentacji ani w męskim singlu, ani w deblu, ani nawet w mikście.
Okazuje się, że Hubert Hurkacz jest niezastąpiony. To znaczy nie można go zastąpić/podmienić w żadnej z tych konkurencji. O ile podmienienie go kimkolwiek w singlu nie miałoby, w kontekście ewentualnego medalu, większego sensu, to już w deblu znacznie większy, a w mikście wręcz, wg mnie, zbawienny, bo w parze z Zielińskim Iga jest w stanie, uważam, zdziałać jeszcze więcej niż z Hubim. Tym sposobem zamiast przynajmniej trzech medali, polscy tenisiści wywiozą z Paryża tylko jeden.
Trzeba ich więc szukać gdzie indziej. Tylko gdzie? Za dużo takich, dostępnych nam, dziewiczych obszarów, to chyba nie ma. Nie wiem kto i w jakiej dyscyplinie by miał taką stratę odrobić.
Pękać jednak nie ma co. Trzeba zacząć myśleć po amerykańsku. Oni połowę medali zdobywają tylko dlatego, że im się wydaje, że są najlepsi. Musimy pójść tą drogą. Co nam szkodzi? Przydałby się jakiś nowy Montreal. Albo, w najgorszym wypadku, Atlanta przynajmniej.
Forza Iga, forza Polonia!
Inne tematy w dziale Sport