HareM HareM
517
BLOG

O rankingu WTA. W celach porządkowych

HareM HareM Tenis Obserwuj temat Obserwuj notkę 20
Teoretycznie: Igę będzie można wyprzedzić w październiku. Praktycznie: dużo ważniejsze jest czy wygra Igrzyska i jakieś inne turnieje

Robię to dość niechętnie i bardziej z obowiązku niż z przyjemności. Oczywiście nie jest nieprzyjemnym fakt, że to akurat reprezentant(ka) Polski jest, i jeszcze długo jak sądzę będzie, liderować światowemu zestawieniu w jednej z najbardziej prestiżowych dyscyplin sportowych. Ale znacznie przyjemniejsze i ważniejsze są, moim zdaniem, wygrane przez tę samą postać spotkania i turnieje. To liderowanie jest zresztą tylko konsekwencją rzeczonych zwycięstw. Niestety nie zawsze i nie w każdym przypadku (są przecież różne sytuacje), dlatego właśnie jest ono, w stosunku do wygranych turniejów, rzeczą zupełnie wtórną. I drugie dlatego, na przykład mnie jako zaangażowanego kibice tenisa, rusza w dużo mniejszym stopniu niż, na przykład, niedawna seria Polki na mączce.
Tym niemniej, od czasu do czasu, wypada sobie, innym również, zdać sprawę z tego, jak duża jest aktualnie (nie tylko w szczególe, ale też w ogóle) przewaga Igi Świątek nad resztą stawki. I o tym teraz przez chwilę. Otóż.
Załóżmy, że do 10 września, czyli do końca US Open, Iga we wszystkich startach nie wyjdzie poza pierwszą rundę, to znaczy przegra każde spotkanie w którym wystąpi. Założenie jest absurdalne, ale tym bardziej czytelne będzie to, czym chcę zakończyć ten tekst. Po Wimbledonie Polka ma na koncie 11285 rankingowych punktów. Czyli, jeśli wyjdzie naprzeciw mojemu założeniu, za Toronto odejmą jej punktów 350 (tyle, wg WTA, zyskała tam w poprzednim sezonie), za Cincinnati tyle samo, a za IV rundę w Nowym Jorku – 240. Za US Open dodadzą 10 (bo tyle jest za rundę pierwszą), za amerykańskie tysięczniki niekoniecznie, bo zaczyna tam od rundy drugiej i jak ją, zgodnie z moim założeniem, przegra, to chyba punktów za rundę pierwszą nie dostaje. A nawet jak dostaje, to założę wariant dla niej niekorzystny, czyli że nie. Co nam wychodzi? Po amerykańskim tournée Polka będzie miała więc w takiej sytuacji w rankingu, circa albo dokładnie (wszystko zresztą jedno), 10355 oczek.
Coco Gauff wyjeżdża z Londynu z bagażem (stan na poniedziałek) 8173 rankingowych punktów. O ponad 3100 mniej od Polki. Zanim przystąpi do amerykańskich zmagań, straci 470 oczek za zeszłoroczne zwycięstwo w Waszyngtonie. Nie będzie mogła sobie tego odbić, bo turniej w stolicy USA rozgrywany jest w tym samym czasie, co igrzyska. Dalej zakładamy wariant najbardziej niekorzystny dla Świątek, tzn., że kiedy ona odpada za każdym razem w I rundzie, to jej najgroźniejsza w tej chwili rywalka wygrywa wszystko, co może. Wszystko, czyli Toronto, Cincinnati i Nowy Jork. Czyli za Kanadę dostaje 810 (1000-190) pkt, za Ohio 100 (1000 – 900) pkt i za US Open 0 (2000-2000). Tym samym, w stosunku do obecnego stanu rzeczy, zwiększa swój dorobek jedynie o 440 oczek. Co oznacza, że po późno letniej amerykańskiej sekwencji turniejów będzie ich miała na koncie 8613. Dokładnie o 1742 mniej od Igi.
Jak będzie wyglądać sytuacja, jeśli to trzecia obecnie Sabalenka wejdzie w buty Gauff? Czyli zakładamy, że Iga status quo, przegrywa wszystko, a Białorusinka wręcz przeciwnie. Oczywiście od razu drugie co do niej założenie, które zasadniczo musi być pierwsze. Że nie jest już kontuzjowana i z końcem lipca przystąpi do rywalizacji. Nie startuje w igrzyskach, więc może jechać do Waszyngtonu, gdzie w zeszłym roku jej nie było. Czyli za Waszyngton 500, za Toronto 895 (1000-105), za Cincinnati 650 (1000-350) i za Nowy Jork 700 (2000-1300). Razem 2745, co po dodaniu obecnych 7061, przekłada się na 9806 zaraz po US Open. 9806, czyli do Igi będzie jej brakowało w połowie września w takim układzie 549.
Rozpatrzmy trzecią kandydaturę. Rybakina. Na tych samych zasadach. Po Wimbledonie jest w rankingu na miejscu czwartym i ma na swoim liczniku dokładnie 6376 punktów. No to krótko. Za Toronto góra 650 oczek, za Cincinnati 895, a za US Open 870. Łącznie 2415. Dodajemy 6376 i wychodzi nam 8791. O 1564 mniej niż Iga.
I na koniec, żeby były cztery do brydża i z polskim akcentem. Paolini. Od poniedziałku ma ranking 5518. Jedzie na igrzyska, więc nie jedzie do Waszyngtonu. W dodatku w lipcu zabiorą jej jeszcze 180 punktów za Palermo i 1 za Hamburg. Czyli, de facto, wystartuje do wyścigu z dorobkiem 5337 oczek. W Kanadzie, jeśli wygra całe zawody, może zyskać 895 punktów, w Ohio mniej, bo 780, za to w Nowym Jorku aż 990. W międzyczasie za Cleveland straci 30. Czyli jak jej wszystko pójdzie jak bułka z masłem, to ugrywa 2665. Dodajmy 5337 i mamy 8002. Najmniej z wszystkich branych. Pod uwagę.
To jest przewaga niebotyczna. Liczona, przypominam, w wariancie, kiedy Polka wszystko i z wszystkimi przegrywa. A przecież możemy, jak tuszę, mieć jednak jakąś nadzieję (czy nie?), że będzie choć trochę inaczej.
To co tam po Ameryce jeszcze będzie? Z tych poważniejszych rzeczy Guadalajara, Tokio, Pekin i Wuhan. Policzmy, na początek, tylko pierwsze dwa turnieje. Czyli Meksyk i Chiny, bo Tokio planowane jest w tym roku później. Przy czym punkty za zeszłoroczne Tokio trzeba będzie odjąć już wcześniej.
Iga nie straci nic za Meksyk, bo jej tam nie było, w Japonii ugrała ledwie 100 oczek. Kluczowy może być Pekin, bo tam odpiszą jej za zeszły rok cały tysiączek. Pozostanie jej więc po Pekinie, jeśli odpadnie w nim w pierwszej rundzie (przyjmijmy, że w Guadalajarze nie wystartuje albo też skrewi zaraz na początku) punktów 9255. Mniej lub więcej. Coco ponieważ w zeszłym roku między US Open a Pekinem nie grała, będzie miała, jeśli w obu tych turniejach wystartuje i oba wygra,  8613+500+610=9723 punkty. Czyli więcej niż NDN.  7 października, chwała Bogu!
Dalej, skoro doszliśmy wreszcie mniej więcej do daty, kiedy teoretycznie Iga może stracić przodownictwo, nie chce mi się już dywagować. Jak ktoś ma ochotę, niech zrobi wyliczenia dla Sabalenki i Rybakiny, bo może wyjść, że w wypadku całkowitego poolimijskiego rozregulowania Igi, a na tym przecież opierają się te całe, śmieszne skądinąd, rozważania, nie trzeba będzie czekać aż do Pekinu, a jeśli jednak to któraś z tych dwóch, ze wskazaniem na Białorusinkę, będzie jeszcze przed Amerykanką.
Reasumując. Możemy spać wyjątkowo spokojnie. I nie chodzi wcale o to, że Polka dalej będzie w rankingu prowadzić. I tak, żeby na koniec roku być pierwszą, to musi w Ameryce czy Chinach te punkty zdobywać. Możemy spać spokojnie właśnie dlatego, że założenia do tego wywodu są, i to już oględnie napisałem,  nie z tego świata. No czy ktoś sobie wyobraża, żeby NDN, po tym jak będzie nakręcony zwycięstwem na igrzyskach, nie namieszał w Nowym Jorku albo Pekinie? Że o pomniejszych turniejach nie wspomnę.
Ja, w przeciwieństwie do licznych panów dziennikarzy i do WTA, będę liczył coś innego. Liczbę turniejowych zwycięstw Igi w tym roku. Jej rekord sprzed dwóch lat wynosi 8. Słownie: OSIEM. W tym roku, na razie, ma pięć. Jak będzie miała taką drugą połówkę sezonu jak końcówkę poprzedniego, to nie powinno być z tym kłopotów.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (20)

Inne tematy w dziale Sport