19. tytuł turniejowy WTA Igi. Już tylko jeden i dogoni Agnieszkę
W niedzielę dokonało się to, na co się już od tygodnia ewidentnie zanosiło.
Grając tak jak podczas pamiętnego RG 2022, czyli z meczu na mecz coraz lepiej, NDN odniósł kolejny cenny triumf. Po raz drugi okazał się najlepszy w Kalifornii. Po raz drugi wygrywając finał z Sakkari, a po raz trzeci w karierze Greczynkę zwyciężając, czym wreszcie wyrównał bilans spotkań z reprezentantką Hellady na 3:3. Długo trzeba było na to wyrównanie czekać, ale to głównie dlatego, że przez dwa lata ze sobą nie grały. Z prostego powodu. Rywalka Polki z reguły odpadała we wczesnych fazach turniejów, w których obie jednocześnie występowały.
Nie powiem, że było jak w półfinale z Kostiuk, bo nie było. Kiedy wydawało się, że będzie, trener Greczynki dał swojej podopiecznej mądrą radę (to co powiedział było słychać w TV) i nagle z 3:0 zrobiło się 3:3, a Iga wydawała się przez chwilę lekko zdeprymowana. Ale w kilka chwil jej przeszło i od tego momentu dała praktycznie koncert. Wygrała dość pewnie pierwszego seta, a w drugim zmiotła wręcz rywalkę z kortu, powiększając liczbę zafundowanych przeciwniczkom w turnieju bajgli do trzech. Sakkari była zupełnie bezradna, co zresztą artykułowała w swych licznych sekwencjach słownych kierowanych pod koniec spotkania w stronę swojego sztabu.
Proszę Państwa. Ona jest aktualnie w naprawdę dobrej formie. I ma świetnego trenera. Mimo to Iga rozjechała ją niczym walec gąsienicę.
Nie chcę być uznanym za hurraoptymistę, ale nie wydaje mi się, żeby w zaczynającym się już we wtorek turnieju w Miami ktokolwiek mógł naszej mistrzyni podskoczyć. A mam, nie chwaląc się, w tego typu przypuszczeniach skuteczność porównywalną ze skutecznością Igi w turniejach WTA 1000. Można sprawdzić.
O sytuacji w rankingu WTA, zgodnie z deklaracją złożoną wtedy, kiedy na chwilę Iga prowadzenie w nim straciła, pisał nie będę. Jeśli NDN, ale również jej otoczenie, będzie cały czas skupione na poszczególnych meczach i turniejach, to efekty będą znacznie lepsze. A o rankingach i rankingowych przewagach niech sobie piszą i rozmawiają eksperci. Taka ich rola. W końcu czas antenowy trzeba jakoś wypełnić. Jedno zdanie jedynie. W Miami, z racji zeszłorocznej tam absencji, Polka może swoje rankingowe konto jedynie powiększyć. Tego komfortu większość jej najgroźniejszych rywalek nie ma.
Teraz dwa dni przerwy i turniej na Florydzie. Ja, jeszcze raz powtórzę bez jakiejkolwiek krępacji, spodziewam się po nim jubileuszowej, 20-tej, wiktorii. I tego sobie i Państwu serdecznie życzę. Amen.
PS
Jeszcze jeden polski sportowiec zasłużył w niedzielę na tytuł profesorski. I nie myślę tym razem o Aleksandrze Zniszczole który, mniej lub bardziej skutecznie, próbuje bronić honoru polskich skoków narciarskich i dzięki któremu nie przestałem oglądać w tym sezonie tego sportu.
Po niemal rocznej przerwie, i to nie w meczu o pietruszkę, ale w spotkaniu na szczycie La Liga, z bardzo dobrej strony pokazał się Robert Lewandowski. Strzelony w spektakularny sposób, znamionujący dużą klasę, gol i dwie rewelacyjne asysty oraz parę innych naprawdę dobrych zagrań pozwalają mieć nadzieję, że forma wreszcie i na stałe wróciła, i że jednak myślenie o awansie do finałów ME nie musi być w naszej sytuacji aż tak absurdalne. Ale to tak na zupełnym marginesie.
Aha. Robuś otrzymał tytuł MVP spotkania. Tą razą jak najbardziej zasłużenie.
Inne tematy w dziale Sport