Do lidera tej klasyfikacji, Schlierenzauera, brakuje mu 13. wygranych, do Fina 6.
Nie. Nie jestem zakochany w Austriaku. Mimo, że poświęcam mu drugi, czy nawet trzeci, tekst w bardzo krótkim czasie. Od pewnego czasu, tak od pięciu lat, to go nawet nie lubię.
Nie dlatego, że taki dobry i że w wielu obszarach przeskoczył już naszych największych mistrzów (tego zaprzeczyć się nie da), ale dlatego, że jak mogą, pomagają mu sędziowie. Jakby chłop nie skoczył, to ma noty o punkt lepsze od innych najlepszych. O wydatnej pomocy ze strony Sedlaka już nie wspominam (dziwnym trafem jak ma z rozbiegu zjeżdżać Kraft, to albo są, te rzeczywiste, nie papierowe, super warunki, albo rekompensata trzy razy większa niż tuż przed nim i tuż po nim). Mimo tego wszystkiego nie można mu odebrać tego że, mimo niewielkiego wzrostu, skoczkiem jest Wielkim. Właśnie przez duże „W”.
Jak już nadmieniłem w tytule, Austriak właśnie zaokrąglił liczbę swoich wygranych w konkursach Pucharu Świata do 40-tu w całej karierze i do 10. tej zimy. A forma, jak się wydaje, nie maleje. Napisałbym nawet, że raczej rośnie. Przed Sapporo wydawało się, że Rioju może go jeszcze dopaść, ale po kolejnych 4 konkursach dystans między dwoma najlepszymi skokami tego sezonu nie tylko się nie zmniejszył, ale o kilkadziesiąt punktów urósł. Na tę chwilę jest to już 269 oczek przewagi i bardzo mało prawdopodobne jest, by kolejność na mecie była inna od obecnej. Do zakończenia sezonu co prawda jeszcze Lahti, cały Rower (Raw Air znaczy) i Planica, ale to Japończyk wyglądał na mamucie w Oberstdorfie na mniej stabilnego niż Austriak. A na mamutach, na których Kraft czuje się jak ryba w wodzie (w sobotę i niedzielę uzyskał na niemieckim gigancie 64 punkty więcej od Samuraja), odbędą się jeszcze całe cztery konkursy. Razem do końca zimy będzie ich, tych indywidualnych, 10. Więc, teoretycznie, w wyścigu o tytuł Króla Zimy Kobajaszi nie jest bez szans. Też tak uważałem, ale tylko do soboty.
Moim zdaniem nie poniosę w tej chwili dużego ryzyka, jeśli (jako pierwszy na świecie?) ogłoszę, że Stefan Kraft podniesie pod koniec marca Wielką Kryształową Kulę po raz trzeci w karierze. Z Małą KK to nie wiadomo, bo tu przewagi wielkiej nie ma, a zawody kończą się dwoma konkursami w Planicy, gdzie pewne jest tylko jedno. To mianowicie, że Słoweńcy będą szaleć. Tymoteusz Zając i dwa Prevce to są największe działa, z których będą strzelać. A, jak wskazują wyniki sobotnio-niedzielnych zawodów, szkody u rywali mogą zrobić duże. Włącznie z pozbawieniem Krafta Małej KK. Dla Pero, który obecnie jest współliderem mamuciej klasyfikacji, byłoby to piękne uwieńczenie skokowej kariery (podał już wcześniej do publicznej wiadomości, że to jego ostatni sezon). Tylko czy on to jest obecnie w stanie udźwignąć? Ja mu, w każdym razie, życzę.
Obudził się Kamil. I to jest jedyna dobra dla nas wiadomość po Oberstdorfie. Może coś się z tego podczas Roweru wykluje. Choć przesadnych nadziei z tym związanych nie mam. Cieszy jednak, że na jego oblicze zawitał uśmiech. Bez powodu go tam na pewno nie ma. Przestraszył się chyba możliwości ciągłego skakania w czołówce Zniszczoł i zaszył się w weekend w jakiś kokon ulokowany na granicy drugiej i trzeciej 10-tki. Żyła jest nieobliczalny, więc szkoda go szufladkować, tym niemniej nie wygląda na kogoś, kto może w tym cyrku jeszcze w tym roku mocno namieszać. Dramatycznie słaby jest natomiast Kubacki. A przecież jeszcze jesienią omal nie wygrał konkursu LGP w Klingenthal. Dawid wygląda w tej chwili w powietrzu jak za schyłkowego Kruczka. Tragedia.
23 lata temu Adam Małysz odniósł w sezonie 11 zwycięstw. W 21 konkursach. Kraft ma ich w tej chwili 10 w 22-ch. Ma ten handicap, że może w jeszcze kolejnych 10-ciu skakać i swój rekord śrubować. Małysz takich możliwości nie miał. Szkoda, bo wtedy byłby z pewnością, przynajmniej na dziś, jeszcze przed Kraftem. A tak, ogląda już tylko, razem z Kamilem zresztą, plecy Austriaka. Ale taka kolej rzeczy. Rekordy są po to, by je pobijać.
Czy Kraft jest w stanie dogonić Schlierenzauera? Nie wiem, bo nie wiem przez ile lat można być w takiej dyspozycji jak on. Gregor wszystkie zwycięstwa odniósł grubo przed 30-tką. Kiedy miał tyle lat co Kraft, to już tylko, i to od dawna, odcinał kupony. Krasnal natomiast wydaje się być nie do zdarcia. Pytanie czy podobnie będzie w przyszłym sezonie. W tym, nawet jeśli utrzyma swoją niesamowitą formę, ciężko mu będzie dogonić nawet Nykaenena. Gdyby jednak to zrobił, pobije rekord najstarszego Prevca, który w sezonie 2015/16 wygrał aż 15 konkursów. Żeby prześcignąć swojego rodaka, Austriak będzie potrzebował potem jeszcze dwóch bardzo dobrych albo jednego niemal równie rewelacyjnego jak obecny. Motywację i umiejętności na pewno ma. Pomoc ze strony sędziów gwarantowana. Pytanie co ze zdrowiem. Bo jeśli dopisze to, jak śpiewa Lipnicka, „wszystko się może zdarzyć”. Co oznacza, że we wszystkich najważniejszych pucharowych klasyfikacjach wszech czasów na czele będzie jedno i to samo nazwisko. Co pachnie skrajnym monopolem.
Inne tematy w dziale Sport