To jest skandal! A nawet jak nie, to do prasy się to nadaje na pewno. Iga Światek rozegrała już trzeci mecz w tym roku i w ani jednym z rozegranych przez nią setów nie było bajgla! Gorzej. Jej dzisiejsza rywalka, 14-ta aktualnie na świecie Żeng, poprawiła tegoroczny najlepszy światowy rezultat uzyskany w meczach z Igą, bo wygrała z Polką 5 gemów! Dotychczasowa rekordzistka, światowa 11-tka, Brazylijka Haddad-Maia, miała na koncie o jeden mniej. Wszystko wskazuje więc, jak się wydaje, na nadchodzący totalny kryzys naszej tenisistki. Tylko patrzeć jak w finale (potencjalnych rywalek w półfinale o to jednak nie podejrzewam) ktoś, niech to na przykład będzie Garcia, urwie Idze sześć gemów! I co wtedy? Prawdziwy dramat. I te tytuły; „Światek totalnie w dołku”, „Dramatyczny spadek formy Świątek przed Australią”, „A co dopiero jak trafi na Sabalenkę?”. Itp., itd.
Teraz już poważniej. Mnie, jak chodzi o Igę, nic nie martwi. Również to, że wcale za dobrze w meczu z Chinką nie wyglądała. Wyglądała tak, jak powinna wyglądać tenisistka szykująca apogeum formy na główną imprezę kwartału na dwa tygodnie przed tąże imprezą. Czyli przyzwoicie, ale bez szału. Mecz porywający nie był, bo Chinka, jak tylko pojawią się dla niej w meczach ze Świątek jakiekolwiek szanse na cokolwiek, zaraz ubiera podwójnego pampersa i całą jego wolną przestrzeń szybko i skrupulatnie wypełnia. Dzisiaj też, jak tylko przełamała Igę w pierwszym gemie pierwszego seta, a potem wyszła na 2:0, to zaraz przegrała 9 gemów z rzędu. Za chwilę, po doprowadzeniu w drugim secie z 0:3 do 3:3, natychmiast oddała Polce trzy końcowe gemy, w tym jeden robiąc trzy podwójne. Jak można się było więc spodziewać, stan ich spotkań po dzisiejszej potyczce to 5:0 i, zasadniczo, chyba tylko z Gauff Świątek ma lepszy bilans.
Hubert Hurkacz też nie rozegrał jakiegoś ekstra spotkania, bo strasznie źle returnował. Natomiast bardzo dobrze, jak zwykle, serwował i to wystarczyło na grającego dzisiaj tak sobie, 58-go w rankingu, ale zawsze niebezpiecznego, Żanga.
Polska para musiała, siłą rzeczy, wykorzystać słabą dyspozycję chińskich rywali, no i już po singlach było wiadomo, że jedziemy do Sydney grać półfinał. Wystawiliśmy rezerwowych w mikście i widzę, że też dali radę. Trzy do ucha i możemy spokojnie przygotowywać się na sobotę i czekać na półfinałowego rywala.
Z kim będziemy grać w tym półfinale, to jeszcze nie wiadomo. Pozostałe ćwierćfinałowe rozstrzygnięcia mają zapaść chyba dopiero jutro.
PS
Aha. Wygrała swój pierwszy mecz w Brisbane Magda Linette. Ma do obrony multum punktów w tegorocznym AO. Sam jestem ciekaw jak z tego wybrnie. Wyniki osiągane przez ostatnie kilka miesięcy zbyt optymistycznie nie nastrajają, ale może, wzorem ubiegłego roku, znów się w Australii, niczym Feniks z popiołów, odrodzi. Oby, bo to zawsze lepiej, jak w dużym turnieju do wysokiego szczebla rozgrywek dostają się dwie Polki, a nie jedna. Zresztą. Tak było tylko raz w historii. 10,5 roku temu w Londynie. Tyle, że dotyczyło panów (Janowicz, Kubot). Dwóch pań z polskim paszportem, na takim etapie Wielkiego Szlema, nie było nigdy. Nie wiem czy to nie ostatnie chwile na to, żeby próbować, by coś takiego, przynajmniej z udziałem Linette, miało miejsce. Magda ma w tym roku 32 lata…
Inne tematy w dziale Sport