Do napisania tego tekstu skłoniły mnie pretensje jednego z blogerów pod moją poprzednią notką dotyczącą oficjalnie całego damskiego tenisa, ale w zasadzie będącą hymnem pochwalnym pod adresem NDN-u. Bloger ten zarzucił mi, że statystyki, które przedstawiłem, nie oddają w pełni, a praktycznie oddają w bardzo małym stopniu, aktualną rzeczywistą kobiecą hierarchię w tym sporcie. Ten zarzut to jest oczywiście nieprawda, bo oddają jak najbardziej, ale jest faktem, że trudno zarzucić im, że się tak wyrażę, „kompletność”.
Postanowiłem wyjść rzeczonemu blogerowi naprzeciw. W ograniczonym jednak, na ten moment, zakresie. Statystyki, które przedstawię, nie tylko mają znamiona „kompletności”, ale faktycznie są w stu procentach kompletne. Mają jeden minus. Dotyczą tylko jednej tenisistki. Igi Świątek.
Sporządzenie tych danych (bo tzw. „gotowców”, mimo usilnych starań, nigdzie nie znalazłem) zajęło mi na tyle dużo czasu, że zrezygnowałem, przynajmniej na razie, z podawania takich statystyk dotyczących pozostałych tenisistek, w tym jej najgroźniejszych rywalek. Ponieważ jednak wyznaję zasadę „Nigdy nie mów NIGDY”, to nie będę się zarzekał, że zrobienia i przedstawienia takowych zestawień wkrótce się nie podejmę. Może jak przejdę na emeryturę? . Albo jak znajdę biegłego, w poszukiwaniu surowych danych internetowych, pomocnika. Obrobienie tych danych pozostawiam już, tak jak w przypadku Igi, sobie.
Tymczasem przejdźmy do właściwego tematu.
I tak: Iga Światek rozegrała dotąd, jako seniorka, 347 oficjalnych spotkań. 281 z nich wygrała, 66 zakończyło się jej porażką. Przy czym, jeśli się wgłębić w statystyki Igi na stronie WTA, ale nie na tej głównej tylko jeśli się przejdzie na konkretne mecze, to tam tych wygranych spotkań jest 280, nie 281. (więc do moich obliczeń i tabel wziąłem tę drugą liczbę). Co ciekawe, Iga żadnego meczu nie zremisowała (taki żart dla kibiców mniej lub bardziej gustujących w piłce). Jak łatwo obliczyć, współczynnik wygranych kształtuje się u niej na poziomie 80,92% (280) lub 80,98% (281). Polka zagrała dotąd (przy czym, na dzisiaj, 156 z nich oficjalnie nie zakończyło jeszcze kariery) ze 199. różnymi przeciwniczkami. Ze 167. (83,92%) ma bilans dodatni, z jedenastoma (5,53%) remisowy, a z 21 (10,55%) ujemny. Z tych ostatnich ogromna większość to tenisistki, z którymi Polka mierzyła się zanim wygrała swój pierwszy zawodowy turniej, czyli są to porażki odniesione ponad 3 lata temu. Druga rzecz. Z aż 17. z tych 21 Iga rozegrała tylko jeden mecz, więc siłą rzeczy nie mogła bilansu poprawić. Są też wśród tej „grupy 21” takie, dokładnie 5 (Barty, Stosur, Kristina Schmiedlova, Kuźniecowa i McHale), które zakończyły już karierę, i z nimi bilansu Iga nie poprawi na pewno. Być może dołączy do nich szósta Muguruza (bilans z Igą 1:0) która, o ile mi wiadomo, karierę zawiesiła i diabli wiedzą, co ze sobą chce zrobić.
Wśród tenisistek czynnych są, de facto, dwie zawodniczki, których Polka jeszcze nie rozgryzła. Pierwsza to 14. aktualnie rakieta świata, Łotyszka Ostapienko, gdzie bilans wynosi 0:4. Drugą jest czwarta obecnie w rankingu Kazaszka, rodem z Moskwy, Rybakina (oficjalny bilans to 1:3, nieoficjalny 1:4, bo dochodzi porażka w pokazówce), przy czym ich ostatni mecz wskazywał, że na to „rozgryzanie” nie musi być aż tak bardzo rozciągnięte w czasie. Niekorzystny bilans ma jeszcze Iga z Marią Sakkari (2:3), ale z nią akurat dwa ostatnie spotkania wygrała i tylko, moim zdaniem, czekać aż się spotkają. Reszta czynnych rywalek, z którymi bilans Polki jest ujemny, ma po prostu wielkie szczęście, bo od kilku lat na Igę w zawodach nie trafia.
Jeśli weźmiemy pod uwagę dotychczasowe spotkania Światek z rywalkami ze ścisłej czołówki, to tutaj jest, kolokwialnie pisząc, bombowo. Z zawodniczkami z pozycji od drugiej do piątej rankingu ma Iga bilans 22:10, a z tymi z miejsc od szóstego do dziesiątego 14:8. Łącznie 36:18. Co czyni ją wyraźnie faktycznym numerem 1.
Przechodzimy do bilansu poszczególnych kategorii turniejów. Zaczynamy oczywiście od Wielkich Szlemów. Polka wystąpiła w 19. takich turniejach. W aż 4 przypadkach, tj. w 21,1%, znalazła się w nich w finale. Co ciekawe 100% tych finałów wygrała. W półfinale wystąpiła łącznie 5-krotnie (26,4% ogólnej liczby jej udziałów w turniejach WS), a do ćwierćfinału doszła aż 7 razy (36,9%). I teraz. Tylko w 5 przypadkach na rzeczone 19, czyli w 36,3%, nie osiągnęła w tych zawodach IV rundy. Co jednocześnie oznacza, że osiągnęła ją w 73,7% podejmowanych prób turniejowych! Iga zagrała do tej pory w 83 wielkoszlemowych meczach. Kilku kwalifikacyjnych nie liczę. Notabene też je wygrała. Z tych turniejowych 83 spotkań wyszło zwycięsko z 68, co daje procent wygranych na poziomie 81,93.
Po Szlemach czas na „tysięczniki”. Tutaj turniejów, w których startowała było więcej. Chcąc być precyzyjnym to 28. Z tego aż 9-krotnie (32,1%) osiągnęła finał. Wygrała tych finałów WTA1000 aż 7, czyli 25% ogólnej liczby turniejowych startów i 77,8% decydujących o tytule potyczek. W półfinałach była łącznie 12 razy (42,8%), ćwierćfinał osiągała 13-krotnie (46,4%), a do IV rundy dostawała się dokładnie w połowie przypadków. Łącznie, bez kwalifikacyjnych, których zaliczyła bodaj 8 (6 wygranych), w turniejach WTA1000 Polka mierzyła się z rywalkami 90-krotnie, 71 razy wygrywając. W przeliczeniu na procenty – 78,89.
No to teraz „pięćsetki”. 11 turniejów, w tym 4 finały, co daje 36,4%. Z tych czterech finałów wygrała 75%, czyli trzy. Procentowy udział zwycięstw w stosunku do liczby udziałów w turniejach WTA500 wynosi dokładnie 27,3%. W półfinale tych turniejów była Iga łącznie 6 razy (54,6%), a do ćwierćfinału dochodziła w sumie 7-krotnie (63,7%). Światek ma na koncie, jak chodzi o tę kategorię turniejową, 31 spotkań w samych turniejach i 1 mecz kwalifikacyjny, który akurat, jako nieopierzone jeszcze dziewczę, przegrała ze Stosur. Z rzeczonych 31 spotkań Światek wygrała 24, co jest równe 77,42%.
Paradoksalnie najsłabiej wypada Polka w turniejach najniższej rangi - WTA250. Podchodziła do nich 9-krotnie, a do finału doszła „tylko” 3 razy (33,3%) z czego wygrała 2, czyli 22,2% turniejów. W półfinale, jak dotąd, w takich turniejach nie odpadała, natomiast ich ćwierćfinał osiągała łącznie 5 razy. W zawodach WTA250 Iga rozegrała stosunkowo dużo meczów w kwalifikacjach. Było ich w sumie 11,z czego wygrała aż 10. Spotkań stricte turniejowych zagrała dokładnie 25. I tutaj procentowy udział zwycięstw jest już w Igowej normie. Nawet ciut lepiej bo wynosi równe 80% (20/25).
Mimo zaledwie 22. lat już trzykrotnie kończyła sezon w czołowej ósemce roku, co daje przepustkę do udziału w WTA Finals, czyli nieoficjalnych MŚ. Z tych trzech startów przywiozła wszystkiego o trochu, czyli po 1/3 (33,3%). Jeden tytuł mistrzowski, jeden półfinał i, za pierwszym razem, brak awansu z grupy. Gdyby natomiast chcieć, tak jak w przypadku „normalnych” turniejów, policzyć stosunek zwycięstw do całości rozegranych w MŚ meczów, to wyjdzie nam, że Polka wygrywa ich dotąd równe 75% (9/12).
Na początku kariery Polka świetnie radziła sobie w turniejach niższej rangi organizowanych przez ITF. Tam również może się pochwalić liczbami budzącymi zawrót głowy. W turniejach ITF/Europe wygrała 5 na 11 turniejów (45,5%), procent finałowych zwycięstw wyniósł 100 (5/5). Była tam jeszcze raz w półfinale i raz w ćwierćfinale, który, jak łatwo policzyć, osiągnęła w tych turniejach w 63,7% przypadków. Polka uczestniczyła w 34. meczach turniejowych klasy ITF/Europe i w 6 meczach kwalifikacyjnych do nich. Te drugie wygrała wszystkie, tych pierwszych 28, tj 82,35% rozegranych. Z kolei w zawodach ITF rozgrywanych poza Europą Iga wzięła udział w sześciu takich eventach, z których dwa (ale 100% finałów, do których doszła) wygrała, a w kolejnych dwóch doszła do półfinału. Czyli do fazy półfinałowej dotarła łącznie w 66,7% (4/6) tych turniejów. Iga wzięła udział w 12 meczach kwalifikacyjnych i 21 meczach turniejowych tego cyklu. Mecze kwalifikacyjne wygrała w komplecie. Z 21 spotkań w zawodach właściwych wygrała 17, czyli 80,95% wszystkich pojedynków.
Na przełomie ubiegłego i obecnego roku wprowadzono nowy cykl, tzw. United Cup. Tam są, generalnie trochę inne zasady, dlatego podam tylko, że na 4 rozegrane spotkania Iga wygrała 3, co, jak nietrudno policzyć, daje współczynnik zwycięstw 0,75.
Na koniec mały cierń w oku. Igrzyska Olimpijskie. Tutaj, jak na razie, sukcesów brak. Startowała raz i odpadła w II rundzie. I to jest powód, dla którego, być może, nie można jeszcze mówić o, w stu procentach, tenisistce doskonałej. Ale tylko być może. Olimpijskie złoto trudno nazywać w tenisie (o czym świadczą przykłady Nadala, Murraya czy małżeństwa Agassich) kwiatkiem do kożucha, ale gdyby przyszło do odśnieżania zasypanych nagle, po same uszy, śniegiem tenisowych trofeów, to pewnie objęto by je nim dopiero w drugiej kolejności. Priorytety są dla Wielkich Szlemów. Co nie znaczy oczywiście, że nie będzie cieszyć wydatna poprawa Igi w tym zakresie. Będzie. Zresztą: kto w Paryżu, jeśli nie ona?
Tymczasem pozdrawiam wszystkich kontestatorów gry i dokonań NDN-u. Poczytajcie te statystyki. Kilka razy. Do momentu aż zrozumiecie, co oznaczają. I potem przestańcie pluć. Naprawdę nie godzi się.
PS
Jeśli ktoś wie, gdzie WTA pochowała na swoich stronach statystyki dotyczące emerytek (w sensie statystyk kompletnych, a nie jakisik pobieżnych ersatzów), to będę bardzo wdzięczny za taką informację. Ja tego typu rzeczy na oficjalnej stronie tej organizacji znaleźć nie potrafię. Swoją drogą to jest skandal, żeby łatwo można było dogrzebać się statystyk ostatniej, 1395. aktualnie (stan na dzisiaj) zawodniczki rankingu WTA (Lara Diaz Zayas się nazywa, jakby się ktoś pytał i ma w dorobku, podobnie jak 28 innych tenisistek klasyfikowanych na miejscu nr 1367, całe 3 rankingowe punkty), a nie sposób znaleźć danych związanych z Graf czy jeszcze rok temu grającą czynnie Sereną Williams. Lepiej. O wracających do gry Osace i Kerber też nie sposób się wiele dowiedzieć.
Inne tematy w dziale Sport