Nasi bez ładu, składu, formy, szans i sensu.
Nie żebym rwał włosy z głowy, bo raz, że się na to zanosiło już w zeszłym sezonie (choć zakłócały właściwy odbiór obrazu rewelacyjna postawa Kubackiego przez całą zimę i mistrzostwo świata Żyły) a dwa, że trener kadry faktycznie mówił, że tej zimy akcenty będą rozłożone zupełnie inaczej, akcentując przeniesienie apogeum formy na późniejszą cześć sezonu. Mimo to czuję się gorzej niż drink Bonda. Jestem bowiem zarówno zmieszany, jak i wstrząśnięty. Bo, prawdę pisząc, takich batów na inaugurację to chyba nawet za późnego Kruczka nie było.
Aż poszedłem sprawdzić. Rzeczywiście nie było. Ostatni raz do 30-tki tylko jeden Polak dostał się w sezonie 2015/16, za dogorywającego Kruczka właśnie, ale nawet wtedy, będący zresztą przez cały tamten sezon bez formy, Kamil Stoch wylądował w Klingenthal w pierwszej połówce drugiej 10-tki. A teraz nie dość, że w sobotę było żałośnie, to nie lepiej w niedzielę.
Sprawę trudno nazwać błahą i ręką na nią machać, bo zwróćmy uwagę, że do II serii sobotniego konkursu weszło trzech Finów, 42-letni Ammann czy Włoch Insam. O tym, że wszystkim naszym, już włącznie z Kubackim, zlał skórę trenowany przez Sobczyka Zograwski, już nie wspomnę. Że go niby zdyskwalifikowali? No przecież nie zdyskwalifikują Niemców ani Austriaków, a kogoś przecież trzeba, żeby nie mówiono, że się nic w temacie nie robi. W niedzielę z kolei na 5 osób, które nie weszły do konkursu aż 50% tego bractwa żelaznej szekli stanowili Stoch i Zniszczoł. I to już śmieszne nie jest. Oprócz nich odpadł wyraźnie najsłabszy w stawce Kazach i najsłabszy aktualnie z Amerykanów. Tak źle Stoch prezentował się ostatnio w 2016 roku w Kulm. Dziś w konkursie punkty zdobyło trzech Włochów, dwóch Amerykanów i dwóch Polaków. Być może Makarony i Jankesi podnieśli swój poziom. Natomiast jest nie do pomyślenia, żebyśmy punktowali na poziomie tych nacji. To tak jakby Kanada zremisowała w hokeja z, niech będzie, Rumunią.
Że Norwegowie w sobotę też słabo? No słabo. Ale w 30-tce było ich trzech i wszyscy skakali po 15 m dalej od Stocha. Że w niedzielę też słabo? Ale o klasę lepiej od naszych.
Nie bardzo wiem też co myśleć o wypowiedziach Żyły i Stocha. Takiego kontrastu między tym, co reprezentowali na skoczni, a radością okazywaną przed kamerą dawno u nich nie widziałem. Dziś to ich już nawet nie słuchałem, bo o sobocie uznałem, że nie mają rzeczywiście nic mądrego do powiedzenia. W wypadku Żyły nie musi to dziwić, ale Stoch mógłby być przed kamerą poważniejszy.
Jeszcze o Krafcie i Niemcach. Najpierw Austriak. Patrzę w statystyki wszech czasów. Jeśli będzie to wyglądać dalej tak jak w ten weekend, to nie trzeba będzie czekać do końca sezonu, bo może nawet w trakcie T4S Kraft przeskoczy Ahonena i zajmie pierwsze w historii miejsce w hierarchii tych, którzy najczęściej stali na podium. W każdym razie to, co kiedyś wydawało się zupełnie niewyobrażalne, w tej chwili wydaje się to wysoce prawdopodobne. Podobnie jak to, że w liczbie zwycięstw może tej zimy wyprzedzić obu Polaków. Po dzisiejszej wygranej ma do nich ledwie 7 zwycięstw straty. Dziś zanotował jubileuszowe, setne, podium w karierze. Jest w naprawdę wyśmienitej formie. Porównywalnej do tej najlepszej Adama z pamiętnego sezonu 2000/01. Po tym co zobaczyłem w ten weekend myślę, że Kraft zawładnie tym sezonem. Tyle, że podobnie myślałem o Kubackim po inauguracji poprzedniego sezonu. Z drugiej strony jednak to, z całym szacunkiem dla Dawida, jego dorobek w porównaniu z dorobkiem Austriaka jest, nazwijmy rzecz po imieniu, skromny. Tym bardziej, że Kraft ma na swoim koncie Kryształowe Kule i jeszcze więcej miejsc na końcowym podium generalki. Polak nie ma żadnego. Więc takie teoretyzowanie jest w wypadku Krafta o wiele bardziej uprawnione. Szczególnie po tym jak się widzi jaką przewagę ma nad rywalami. To jest inna liga. Od Niemców. Od pozostałych różnią go dwie albo trzy, a potem idą nasi. I Kazach.
Natomiast co do Niemców. Już sam fakt, że Horngacher, po kilkunastu miesiącach przerwy co najmniej, zdecydował się odpowiedzieć na parę pytań polskim dziennikarzom, świadczy o tym, jak wyjątkowo pewnie się czuje. Mają musi coś, w przenośni i dosłownie, w rękawach, bo naraz sześciu ich zawodników, z których większość w poprzednim sezonie skakała co najwyżej na poziomie Wąska, nie może traktować całej stawki (z wyjątkiem Krafta) jak chłopców do bicia.
Pisałem kilka dni temu, że w Ruce znów będą panować niesprawiedliwe warunki. Wszystko na to wskazywało. Łącznie z pogodą w czwartek i, nawet, częściowo w piątek. Tymczasem, na sam czas konkursów, niespodziewanie zrobiło się dość sprawiedliwie. Beznadziejnych wyników nie da się tym razem zwalić na warunki atmosferyczne. Przyczyn wypada szukać gdzie indziej.
PS
Thurnbichler to jest niegłupi i ambitny facet. Oby znalazł antidotum na ten regres. Bo o tym, że regres jest, i jest ewidentny, dyskutować raczej nie ma sensu. Oby się tylko nie przeciągnął za bardzo w czasie. No i za tydzień selekcjoner powinien wystawić pięciu NAJLEPSZYCH Polaków, a nie pięciu NAJBARDZIEJ ZASŁUŻONYCH. Ale pewnie, pod wpływem działaczy, będzie inaczej.
„Jeszcze będzie przepięknie, jeszcze będzie normalnie”? Czekam na to. Raz, że z niecierpliwością. Ale dwa, że pewnymi wątpliwościami.
Inne tematy w dziale Sport