Już jutro pierwsze kwalifikacje, a w sobotę pierwszy konkurs.
Jak Bóg i wiatr pozwoli
Wyjątkowo spokojnie czekam na pierwsze zawody w rozpoczynającym się w najbliższy weekend sezonie. Powodów jest kilka.
Po pierwsze nie wiadomo czy to się de facto rzeczywiście rozpocznie, bo podobno pogoda w Kuusamo taka, że może z tego nic nie wyjść. Ja nie wiem. Ile razy te miechy z FIS zaplanują konkursy z Ruce, tyle razy beznadziejna pogoda. A tydzień wcześniej i tydzień później jest ekstra. Czy to nie można, na przykład, pożonglować zawodami w ten sposób, że jeśli dwa tygodnie temu było już wiadomo, że od tego piątku do niedzieli w Finlandii będzie wiało, a w Norwegii nie, to przenosimy zawody z Lillehammer na ten tydzień, a te w Ruce na przyszły? A bilety zachowują ważność. I finito! Tam i tak, ani w jedno, ani w drugie miejsce, nikt z daleka nie przyjeżdża, kibiców w ogóle jak na lekarstwo, więc nikt z nich by na tym nie stracił. A zyskałaby atrakcyjność zawodów, sami zawodnicy, telewizja i, co najważniejsze, wyniki byłyby sto razy bardziej obiektywne.
Drugi powód to to, że ciężko się spodziewać naszych w czubie stawki. Wielka Trójca, wcale nie pomału, mocno się starzeje. Kubackiemu to może jeszcze nie przeszkadzać, ale Żyłę i, przede wszystkim, Stocha (choć ciut od „Wiewióra” młodszy), w kontekście całego sezonu szczególnie, trudno zaliczać do faworytów zimy. 37 lat to może nie jest jeszcze piękny wiek, ale Adam Małysz był wówczas cztery lata po powieszeniu na haku. Nart, jakby co, bo w Janosika się nie bawił. Pozostali Polacy (obym się mylił i niech się to wreszcie w tym roku zmieni, choć niewiele na to wskazuje) to jednak nie ten rozmiar kapelusza.
Trzeci powód to, wspomniany wcześniej tylko półgębkiem, Dawid Kubacki. To jest wielki charakter, chojrak i fajter, ale nie wiadomo jak sytuacja rodzinna, w jakiej się znalazł, przełoży się na jego dyspozycję. On miał, i pewnie ma, w tym roku poważniejsze problemy niż bardzo dalekie i stylowe skakanie na nartach. Być może uda mu się być ponad to, czego mu z całego serca zresztą życzę, ale wcale się zdziwię, jeśli jednak będzie inaczej.
Powód czwarty. Wyniki uzyskiwane przez Polaków w lecie. Thurnbichler mówi co prawda, że tak miało być, i że to wszystko zaplanowane, ale bardzo często było tak, że kto był dobry od koniec lata, ten rządził w zimie. No to kto z naszych pokazał się pod koniec lata z dobrej strony? OK, Kubacki. Tyle, że patrz wyżej. A oprócz Kubackiego? Nie zauważyłem.
Piąty powód to oczywiście FIS rządzony przez człowieka, co do którego miałem pewne nadzieje uważając, że nic gorszego od Hofera nie może skoków spotkać. Ale chyba spotkało. Pertile, wspomagany jeszcze z wieży przez puszczalskiego Czecha Sedlaka godnie kontynuuje dzieło poprzednika. Może go w niedalekiej przyszłości, jak tak dalej pójdzie, nawet przerośnie. Wszystko jest ważne, tylko nie to, żeby było sprawiedliwie. I kolejne zmiany, które przed tą zimą wprowadzono, pogłębiają tylko ten stan rzeczy. To zresztą nie tylko moja opinia, to stanowisko zawodników. Proszę poczytać, co mówią Żyła, Stoch, Zniszczoł. Ja im wierzę. W końcu siedzą w tym ponad 20 lat. Niektórzy prawie 30.
Sezon rozpocznie się bez dwóch skokowych ikon swoich zespołów. Horngacher nie zabrał do Ruki Eisenbichlera, a Stoeckl zrezygnował z Johanssona. Niemiec jest między innymi, jakby kto nie pamiętał, mistrzem świata z Innsbrucka’19, a Norweg dwukrotnym medalistą olimpijskim z Pjong-Czangu. Pierwszy ma 32 lata, drugi jest ciut starszy, ale i tak młodszy od Kubackiego. Skoro nie startują, to znaczy, że było ich kim zastąpić. Kimś aktualnie lepszym, bo inaczej by startowali.
Życzyłbym sobie jednego. Żeby obaj nasi weterani nie występowali w PŚ tylko dlatego, że nie ma ich kim zastąpić, ale dlatego, że dalej są w dyspozycji gwarantującej miejsce w ścisłej, światowej, czołówce. I tym optymistycznym akcentem żegnam się z Państwem do… jutrzejszych kwalifikacji.
Jeśli się odbędą.
Inne tematy w dziale Sport