Polski żużlowiec z coraz bardziej realną perspektywą zostania najlepszym sportowcem w swojej dyscyplinie w całej jej historii
Ja się tam specjalnie na żużlu nie wyznaję i nim nie pasjonuję, ale takie coś odnotować trzeba.
Bartosz Zmarzlik, po raz czwarty w ciągu pięciu lat, został mistrzem świata w tej dyscyplinie sportu. Szósty rok z rzędu, a siódmy w ciągu ostatnich ośmiu lat nie zszedł z podium klasyfikacji generalnej tych mistrzostw. To są osiągnięcia, praktycznie patrząc, większe niż te Adama Małysza. Choć oczywiście (a dla mnie, fana skoków, to już w ogóle) nie mogące się równać, bo Małysz był jeden i na wieki wieków amen.
Jakby to powiedział do żużlowej publiczności Włodzimierz Szaranowicz, gdyby komentował również i tę dyscyplinę: „ … fenomen sportowy, powtarzalność sukcesów przez lata, co tydzień siadamy jak do telenoweli żeby właśnie oglądać tę rywalizację…”. Bo jest dokładnie tak. Żużel nie jest może aż tak medialny jak skoki, ale w określonych obszarach naszego kraju jest niebywale popularny. Za króla Ćwieczka studiowałem z chłopakiem z Rzeszowa. I opowiadał, że wtedy, w latach 80-tych, na stadion Stali Rzeszów, która w tamtym okresie nie była wcale żadnym potentatem, przychodziło na mecze ligowe po 25 tysięcy ludzi. Ja tego nie weryfikowałem, ale o czymś to mówi. Ile przychodziło na niektóre ligowe mecze piłkarskie?
Światowe lobby żużlowe, i to nie żaden mój wymysł, ale słowa Krzysztofa Cegielskiego, jest strasznie antypolskie, co pokazuje na każdym kroku i kiedy może. Mogliśmy się o tym przekonać ostatnio, kiedy w przedostatnich zawodach sezonu w Vojens, w sytuacji kiedy walka o mistrzostwo świata wkroczyła w decydującą fazę, potrafili zdyskwalifikować Zmarzlika i wykluczyć z całych zawodów za rzecz, za którą ktoś inny dostałby pewnie ostrzeżenie (ustne) w padoku. A on, mimo tego, zdobył ten tytuł ze sporą, jak na okoliczności, przewagą pieczętując to wczoraj w zawodach finałowych, przy okazji zrównując się w liczbie zwycięstw w poszczególnych Grand Prix z dotychczasowym historycznym samodzielnym liderem, Jasonem Crumpem. Mają ich, chwilowo jeszcze razem, po 23.
Już to raz kiedyś napisałem, ale powtórzę. Zmarzlik ma dopiero 28 lat, a już cztery tytuły mistrzowskie. Ma ogromne szanse by w niedalekiej perspektywie zostać najwybitniejszym zawodnikiem w całej historii żużla. Do liderów, Szweda Rickardsona i nieżyjącej już niestety od kilku lat wielkiej legendy tego sportu, Nowozelandczyka Ivana Maugera, brakuje mu dwóch skalpów.
Ciekawym jednego. Czy piłkarski „ekspert”, a kiedyś piłkarz Legii i Betisu (przy czym w tym drugim to chyba z reguły siedział na ławie, ale do końca nie pamiętam, bo historii wszystkich płotek nie śledzę), Kowalczyk Wojciech, dalej uważa, że tacy sportowcy jak Zmarzlik, to w ogóle nie powinni brać udziału w plebiscytach na sportowca roku, a co dopiero być w nich w czołówce. O zwycięstwach w tychże, nawet hipotetycznie, nie wspominając. Czy jednak Bóg go nawiedził albo dostał w głowę jakimś obuchem i nieco od pory tamtej wypowiedzi zmądrzał. W co z lekka wątpię, ale nadzieja, jak to mówią, umiera ostatnia. Jakby ktoś coś w tym obszarze wiedział, to poproszę o cynk.
Inne tematy w dziale Sport