Nie chciałbym siać paniki, ale lepiej było chyba nawet za schyłkowego Sierzputowskiego
W takiej formie to Iga nie była od dobrych dwóch lat. Dziś potwierdziło się, że owijanie sprawy w bawełnę i pisanie (sam czytałem) o tym, że w II rundzie Japonka zagrała mecz życia, miało tyle wspólnego z prawdą co ja z PZPR-em albo z PO.
Iga Świątek, będąc w jako takiej dyspozycji, z Weroniką Kudiermietową by nie przegrała. Za żadne skarby. Jest to, po prostu, niemożliwe. Tymczasem…
Bilans dotychczasowych spotkań obu tenisistek to było 4:0 w meczach, 8:0 w setach i 48:10 w gemach. Przy czym sześć z tych dziesięciu gemów Rosjanka ugrała w meczu pierwszym, ponad trzy lata temu. A potem, w trzech spotkaniach, Kudiermietowa uzbierała wszystkiego cztery gemy. I ta sama Kudiermietowa dzisiaj rozkłada Igę. W zasadzie ponoć Iga sama się rozłożyła. Przynajmniej w pierwszym secie, gdzie ponoć robiła błąd za błędem (tak mi sprawę przedstawił referent, bo sam meczu nie widziałem).
Słaba forma to jedno. Druga rzecz, że wszystkie rywalki wzięły Igę na tapet i ją, zwyczajnie, krok po kroczku, jak się wydaje, rozczytały. Nawet te, z którymi wygrywała dotąd lewą ręką i grając z zamkniętymi oczami. A ponieważ pan Wiktorowski niczego od kilku miesięcy w grze Igi nie zmienia, nie wiem czy nie chce czy nie potrafi, to jest jak jest.
Bardzo wymowna była scena z ostatniego meczu z Ostapienko kiedy, po kolejnych przegranych piłkach, Iga bezradnie patrzyła w stronę boksu, a tam jakby trzy mumie, które przedawkowały z botoksem i teraz nawet żadnego grymasu zrobić nie potrafią.
Nie wiem czy źle się dzieje w państwie duńskim, ale dzisiejsza porażka z kimś, kogo się regularnie wcześniej tłukło niczym szklankę na ostrej imprezie, musi, moim zdaniem, dawać do myślenia. Mamy do czynienia z dużym kryzysem. I nie wygląda, żeby w bliskim otoczeniu Igi był ktoś, kto wie jak temu kryzysowi zaradzić.
Inne tematy w dziale Sport