Mogę się zgodzić, że można było mieć nadzieję, a nawet być przekonanym, że wybór Santosa to nie jest zły wybór. W końcu miał gość rzadko spotykane doświadczenie i dość rzadko spotykane, jak chodzi o reprezentacje, wyniki. Wyszło jak wyszło, człowiek czasem musi uczyć na błędach, nawet na wielbłądach.
W przypadku Michała Probierza o jakiekolwiek nadzieje, a tym bardziej przekonania, bardzo trudno. Ja ich przynajmniej nie mam. Będzie to samo, co było za Brzęczka i Michniewicza. Będziemy grać lipę taką, że każdego kibica będą przez cały mecz boleć zęby.
Marek Papszun, skoro zdecydowano się postawić na szkoleniowca rodem z Polski, był jedynym sensownym rozwiązaniem. Hipotetycznie i praktycznie. Był jedynym trenerem z polskim paszportem (mówimy o poziomie ekstraklasowym i zbliżonym do kadrowego), który zanotował w ostatnich czasach wymierne, dające się obronić, sukcesy i jedynym, po którego pracy było widać, że do czegoś prowadzi i że czemuś służy. Wyróżniał się pod tym względem wśród krajowców tak jak, mniej więcej, wieża Eiffla wysokością w Paryżu. Oczywiście jego wybór to też byłoby ryzyko, ale oparte na jakichś racjonalnych przesłankach.
PZPN (mówią że Kulesza działał sam, ale ja w to nie wierzę, bo nawet jeśli zdecydował o tym bez konsultacji, to i tak miał, jak się słyszy i słyszało, mocne poparcie zarządu i środowiska) wybrał oczywiście inaczej. Jak zwykle wbrew interesowi polskiej piłki nożnej, a zgodnie z partykularnymi interesami polskiego piłkarskiego betonu.
Już widzę te pełne zachwytu, a jednocześnie zrozumienia i pełnego poparcia dla decyzji prezesa, wypowiedzi różnych „baronów” i ich akolitów.
Dla mnie jedno stało się jasne. Inaczej. To już dawno było jasne, a teraz się kolejny raz człowiek tylko w tym utwierdza. Polskiej reprezentacji, a w zasadzie polskiej piłki, nie uratuje już nic. Nawet koniec świata. Sposobu myślenia wierchowki PZPN-u nie da się bowiem w żaden sposób wyplenić. A wyciąć ich, co udowodniła historia, nie można. Mają zdolność regeneracji jak dżdżownice.
Wiec oglądajmy tę siatkówkę i zróbmy ją, jak proponuje Iga, sportem narodowym nr 1. Bo sport narodowy to powinien być jednak sport, w którym reprezentacja danego kraju nie przynosi temu krajowi ujmy, tylko splendor.
Nie mam nic przeciw Michałowi Probierzowi. Niech sobie trenuje ile chce. Przy czym Jagiellonię czy inną Cracovię. Ale ja już nie chcę mieć za trenera kadry Brzęczka Bis czy Michniewicza Cis. Wystarczy już tego, KJM. Przestaję oglądać reprezentację. Co za dużo, to niezdrowo.
Inne tematy w dziale Sport