I to wszystko na oczach włoskiego prezydenta.
Parę dni temu napisałem, że mamy w tym sezonie reprezentację najlepszą od czasów igrzysk w Montrealu. Po dzisiejszym meczu myślę, że ekipa Wagnera, nawet stosując przelicznik uwzględniający upływ tych prawie 50. lat, i tak mogłaby mieć kłopot, żeby wypaść na tle świeżo upieczonych mistrzów Europy lepiej niż dzisiaj wypadli na jej tle Włosi.
Nawet komentatorzy niechętni Polsce i Grbicowi (choć nie wiem czy tacy w tej chwili są, a nawet jeśli są, to czy się będą chcieli ujawnić) muszą przyznać, że byliśmy w dzisiejszym finale zespołem o klasę lepszym. Pod każdym względem. Może poza atakującym, bo Kaczmarek odbiegał jednak dyspozycją od reszty kolegów i był, podobnie zresztą jak w meczu półfinałowym, wyraźnie najsłabszym ogniwem polskiego zespołu. Co nie zmienia faktu, że też mu się wielkie brawa należą, bo parę ważnych punktów jednak dzięki niemu na Włochach ugraliśmy.
Reszta grała fantastycznie. To co pokazał w czwartek i sobotę Leon, w pełni uzasadnia decyzję, żeby przyznać mu nagrodę MVP. Powiedział to już komentator w TVP, ale za nim powtórzę (choć nie dosłownie, bo on z racji tego, że był na wizji, musiał być delikatny). Zamknął gęby wszystkim swoim zajadłym krytykom, którzy długi czas gardłowali przeciw jego obecności w pierwszej szóstce, a nawet w składzie kadry w ogóle. Sam siebie przeszedł dzisiaj Norbert Huber. Myślę, że jego postawa na całych mistrzostwach powoduje, że zupełnie zapominamy o tym, że mamy w odwodzie takich środkowych jak Bieniek czy Kłos. Zapominamy, bo on jest w tej chwili od nich zwyczajnie znacznie lepszy. Podobnie jak Kochanowski, który też wszedł na tych mistrzostwach w jakieś apogeum, że o tym, że pewnie zmierza ku temu, by po zakończeniu kariery być uznanym za najlepszego środkowego w historii polskiej siatkówki, nie wspomnę. Świetne spotkanie zagrał w finale nasz libero, Paweł Zatorski. Grał we Włoszech na pewno lepiej niż w Lidze Narodów gdzie, zupełnie nie wiedzieć dlaczego, został MVP turnieju. Finał był jego najlepszym występem na ME. I tak powinno być. Im dalej w las, tym musi być lepiej. Aleksander Śliwka nie był może aż tak spektakularny jak dwa dni wcześniej czy w kilku poprzednich meczach, ale trzymał poziom i w ważnych momentach robił swoje. Spełnił swoje zadanie Tomasz Fornal. Tak w półfinale jak i w meczu o złoto. Dzięki niemu mógł wytchnąć Leon, a gra Polaków nie ucierpiała na jakości. Przynajmniej w obronie. Na koniec doszliśmy do Marcina Janusza. Proszę Państwa. Widzę to tak. Doczekaliśmy się drugiego Gumy. A może i lepiej. Zaprezentował na turnieju we Włoszech, podobnie zresztą jak wcześniej w Lidze Narodów, poziom niebotyczny, zupełnie niespotykany i dla pozostałych rozgrywających obecnych na tych mistrzostwach nieosiągalny. Jest sekowany przez władze FIVB i nie dostaje nagród, bo mają swoich ulubieńców na tej pozycji, ale to się kiedyś zmieni. Musi, bo za nim świadczą fakty.
Osobny rozdział to Nicola Grbic. Dla mnie 25-20 lat temu był najlepszym siatkarzem na świecie. I teraz dalej jest pierwszy, tyle że wśród trenerów. Zawsze mu mało, zawsze chce siebie i swoich ludzi doskonalić, nigdy nie osiada na laurach, zawsze jest niebywale merytoryczny. Żadnej ściemy, same konkrety. Jednym słowem trafił nam się fachman pełną gębą i jakiego, przynajmniej od czasów Wagnera, a w zasadzie nigdy, nie mieliśmy. Oczywiście. Kilku jego poprzedników osiągnęło równie wielkie, przynajmniej na dzień dzisiejszy, sukcesy. Ale tam (myślę o Lozano, Antidze, Heynenie, Castellanim czy Anastasim) to było takie bardziej niespodziewane i spontaniczne. Z elementami, jednak, szczęścia i przypadkowości. Tutaj wszystko jest, jak się wydaje, przygotowane i wypracowane od A do Z. Każdy wie, co ma robić. Jest wariant A, jest wariant B, jest wariant C i pewnie parę innych. Na różne ewentualności. Szefostwo związku, jeśli chce byśmy dalej rządzili w tym sporcie tak jak w tym sezonie, powinno się trzymać Grbica niczym małe dziecko maminej spódnicy. Wyjdzie nam to na pewno na dobre.
Brawo siatkarze. Po tej hucpie, którą urządzili nam piłkarze, są niewątpliwie wspaniałą odskocznią. Przeciwny biegun. Opposite side. Polak jednak potrafi.
Teraz kwalifikacje olimpijskie. Zupełnie nowy rozdział. Trochę się obawiam czy można utrzymać taką formę jeszcze przez miesiąc. Ale co ja się będę martwił. Od tego jest Grbic. A on może wszystko:). Będzie na pewno wzmocnienie na ataku, bo z Kurka, niestety, żadnego pożytku już w tym sezonie kadrowym nie będzie. Może jak Kaczmarek będzie wiedział, że ma konkurenta, to zacznie lepiej grać. Przydałoby się. No i ja bym zmienił Łomacza na Firleja. Nie zakładam oczywiście nagłego załamania się formy Janusza, natomiast Firlej jest od Łomacza dużo młodszy i dużo bardziej kreatywny. Ma, niestety, podobną wadę. Jest równie niski.
Tymczasem niech chłopaki parę dni odpoczną i jadą do tych Chin po ten awans. Choć ja bym im, z racji tych wygranych w LN i ME, przyznał go z automatu. Należy im się jak psu buda. FIVB poszedł wreszcie po rozum do łba i za takie sukcesy jak wczorajszy będzie przyznawał awanse olimpijskie, ale dopiero od igrzysk kolejnych. Do najbliższej olimpiady musimy go sobie, niestety, osobno wywalczyć. No to co? Do boju. Ostatniego w tym roku. Polska! Polska! Polska!
Inne tematy w dziale Sport