I emocje rosną...
Nad ranem (o ile 7.30 można tak określać) naszego czasu zakończyły się dwa ostatnie mecze III rundy. Kolejna Rosjanka dowiedziała się, tym razem od Vondrousovej, gdzie raki zimują, a u mężczyzn Baez, jak się można było spodziewać, nie nawiązał specjalnej walki z Miedwiediewem. Choć w trzecim secie nawet próbował, miał nawet setbola, a przegrał dopiero w tir-breaku. Tym samym turniej wszedł w kolejną, zaawansowaną już, fazę. Tak u pań, jak i u panów, pozostało na placu boju po 16 najlepszych. Może warto wszystkich wymienić.
Panie. Iga, Ostapienko, Woźniacka, Gauff, Cirstea, Bencic, Muchova, Chinka Łang (ta sama, która na RG dostała od Igi w prezencie rower). To górna połówka drabinki. Z dolnej awansowały Stearns, wspomniana Vondrousova, Keys, Pegula, Jabeur, Żeng, Kasatkina i Sabalenka.
Panowie, górna połówka: Alcaraz, Włoch Arnaldi, Zwieriew, Sinner, rzeczony Miedwiediew, de Minaur, Brytyjczyk Draper, który pokonał m.in. Hurkacza oraz Rublow. Połówka dolna: Australijczyk o swojsko brzmiącym w tym kraju nazwisku Hidżkata, następnie Tiafoe, Paul, ich rodak Shelton, Szwajcar Stricker, Fritz, Chorwat Gojo i Djokovic.
Panów zostawię sobie na kiedy indziej, a w zasadzie na Świętej Nigdy. Nie ma Hurkacza, nie ma przewidywań. Przepraszam, są. Wygra Djoko albo Alcaraz. Jedno zdanie. Mimo wszystko parę niespodziewanych nazwisk w tej 16-tce jest, co niewątpliwie nadaje męskiej części turnieju nieco kolorytu. Szkoda tylko że, jak zwykle, w zawodach nie uczestniczy już na tym etapie Polak. Mówią, że z powodu jakiegoś, nieokreślonego, wirusa. Ok, przyjmuję do wiadomości i odpuszczam męską rywalizację. Przejdźmy do tego co interesujące i nam znacznie bliższe. Otóż.
Czekaliśmy na to od półtora roku. Na początku poprzedniego sezonu, w kutym chyba, Iga przegrała w Dubaju z Ostapienko. Po raz trzeci z rzędu. Ma z nią najgorszy bilans w tourze, bo jeszcze z Łotyszką nie wygrała. Kiedyś te statystyki wypadałoby zmienić. No to jest okazja. Ostapienko ma nierówno pod sufitem, jest chamowata, arogancka, humorzasta, wyjątkowo irytująca, zmienna jeszcze bardziej niż sympatie koalicyjne PSL-u i co tam jeszcze. Ale w tenisa na najwyższym poziomie, jak ma dzień, zagrać potrafi. Tyle, że taki dzień ma rzadko. Oczywiście Iga w porównaniu z lutym’22 czy okresem jeszcze wcześniejszym, to jest zupełnie inna Iga. I, jak wszystko będzie przebiegać bez spiny i nerwów, nie powinna zostawić na Łotyszce suchej nitki. Ale, w wypadku tak nieobliczalnej rywalki, jakiś margines na inny niż spodziewany wynik, trzeba sobie zostawić. Więc zostawiam. Przy czym tyle, ile bukmacherzy. Ani grama więcej. A widziałem, że na Igę zakłady idą 1:1,12. Na rywalkę 1:7,25. Polce daje się 88% szans na zwycięstwo. Wypada się z bukami tylko zgodzić i mieć nadzieję, że ich typy, jak to prawie zawsze bywa, się sprawdzą.
Iga będzie grała swój mecz jutro o trzeciej nad ranem. Natomiast dziś, już o 17. naszego czasu, na kort wyjdą Muchova z Łang. Przy całym szacunku dla Chinki trudno spodziewać się rezultatu innego niż wygrana Czeszki. Gdyby wygrała, trafi na zwyciężczynię pojedynku Cirstei z Bencic, które to spotkanie zostanie rozegrane na korcie im. Armstronga zaraz po meczu dwóch rywalek Igi z Rolanda Garrosa (Muchova grała potem jeszcze z Polką, też bez efektów, w Cincinnati). W ewentualnym ćwierćfinale moją faworytką też jest Muchova. Cirstea, owszem, ograła Rybakinę, a wcześniej Rosjankę Kalińską (jak ktoś chce, to może być Kalinskaja). Bencic z kolei gra w Nowym Jorku bardzo pewnie, choć z Żu do zwycięstwa potrzebowała trzech setów. Ale na Muchovą obie, wszystko jedno która z nich wygra dziś wieczór, są w tym momencie za krótkie. Czeszka jest cały czas na na tyle wysokiej fali, że to ona, moim zdaniem, zagra w półfinale. Z kim?
O tym zdecyduje pojedynek Igi ze zwyciężczynią meczu Woźniacka-Gauff. Amerykanka wygrała ostatnio dwa turnieje i na pewno, przede wszystkim mentalnie, odżyła. Szczególnie, że w Cincinnati po drodze do wygranej pokonała, pierwszy raz w życiu, Igę. Ale polska Dunka radzi sobie w Nowym Jorku rewelacyjnie. W świetnym stylu ograła w III rundzie występującą po sporej przerwie, ale prezentującą dobry tenis Jennifer Brady (widziałem mecz), wcześnie poradziła sobie z będącą w nie najgorszej dyspozycji Kvitovą i z pewnością bez walki wygranej nie odda. Tym bardziej, że wydaje się, że Coco się tu z lekka męczy. W każdym razie w dwóch z trzech dotychczasowych meczów do zwycięstwa potrzebowała trzech setów, a rywalki aż tak silne nie były (Siegemund i Mertens). Tak więc Iga, po przebrnięciu przez Ostapienko spotka się z którąś tych dwóch. Moim zdaniem byłoby lepiej, gdyby trafiła na Coco. Przy okazji wybiłaby jej od razu z głowy różne myśli, które mogły ją najść po odniesieniu kilka tygodni temu pierwszego z Igą zwycięstwa. Z Woźniacką Iga ma, wbrew pozorom, bilans dodatni (1:0), choć grały ze sobą kiedy Polka miała ledwie 18 lat. Ale Karolina rośnie w Nowym Jorku w oczach. Również w swoich. Więc, na wszelki wypadek, lepiej grać z Coco. Ale, jakby co, to z Woźniacką Iga też powinna sobie stosunkowo łatwo poradzić. Nie takie pretendentki kładła spokojnie na łopatki. No więc półfinał, gdybym miał typować, to Iga z Muchą. Coraz bardziej natrętną, bo to byłby już ich trzeci mecz w stosunkowo krótkim czasie i każdorazowo w bardzo zaawansowanej fazie bardzo ważnego turnieju.
Dolna połówka drabinki swoje mecze IV rundy będzie rozgrywać jutro późnym popołudniem, wieczorem i w nocy z jutra na pojutrze. Sabalenka, która strzela do tej pory w Nowym Jorku z tej swojej rakiety niczym z pancerfausta i, miast mobilizacji, wzbudza wśród rywalek strach niczym goryl z piosenki Brassensa, przeszła przez pierwsze trzy rundy jak burza. W czwartej trafia na Kasatkinę. Abstrahując od tego, że ma z Rosjanką dodatni bilans (4:2), to grały ostatnio w Cincinnati i tam rywalka Białorusinki miała niewiele do gadania. Mimo to, jak trafi na rozregulowany akurat celownik Sabalenki, to stać ją na niespodziankę.
Kolejna para, która wyłoni ćwierćfinałową rywalkę dla Sabalenki/Kasatkiny to duet Żeng-Jabeur. Normalnie Żeng nie powinna mieć w tym meczu za dużo do powiedzenia. Ale Żeng jest zdrowa, a Jabeur nie. I to może mieć znaczenie dla wyniku meczu. Tego i kolejnego, jeśli w IV rundzie wygrają, odpowiednio, Sabalenka i jednak Jabeur.
Z trzeciej ćwiartki (Sabalenka jest w czwartej) mamy w IV rundzie aż trzy Amerykanki. Keys zagra z Pegulą i tu może być różnie, choć ja stawiam na znacznie bardziej regularną córkę miliardera. Z Czeszką Vondrousovą spotka się debiutująca na tym poziomie, prześladowczyni Magdaleny Fręch, Peyton Stearns. Moim zdaniem nie ma z Czeszką najmniejszych szans, ale samo jej dojście do czwartej rundy to już duża sprawa. Co prawda dzięki wcześniejszym wtopom Garcii i Potapowej miała do tej IV rundy dość łatwą drogę, no ale w końcu wygrała z tymi, które te panie (w wypadku Rosjanki) pokonały albo (w wypadku Garcii) te, które pokonały te, które pokonały Francuzkę. Skomplikowane? Nie, proszę sprawdzić w drabince. A Czeszka? Znów może sprawić, że wielu „ekspertów” wybałuszy oczy. Może dojść do finału. Co to oznacza? Tak, słusznie rozumujecie. Pegula odpada najdalej w ćwierć, a Sabalenka w półfinale.
Na tyle Vondrousovą stać. Na zwycięstwo w finale z Igą nie bardzo.
Tego im życzę. Niech się spotkają w finale. I niech wygra lepsza. Iga, znaczy.
Ale najpierw, dziś w nocy, niech napocznie Łotyszkę. Nie godzi się bowiem mieć z kimś takim jak Ostapienko tak paskudny bilans.
Inne tematy w dziale Sport