Po zajęciu trzeciego miejsca w Lidze Narodów dziennikarze robili z Polek główne faworytki ME. I, jak to oni, nakręcali atmosferę. Tymczasem przyszedł pierwszy poważny mecz na turnieju i zaliczyliśmy może nie sromotną klęskę, ale na pewno wtopę. I to porządną. Serbki może źle weszły w ten mecz, ale za to, w przeciwieństwie do nas, nieźle z niego wyszły. A styl zaprezentowany przez Polki w setach 2-4 nie napawa, łagodnie pisząc, optymizmem.
Moim zdaniem zawiodły głównie pierwsza rozgrywająca i pierwsza atakująca. Zawodniczki, które są naszymi liderkami. Nie wiem czy to ze strony trenera dobry pomysł wystawiać w pierwszym składzie Wołosz tylko dlatego, że przez kilka ostatnich lat była główną rozdzielającą piłki w reprezentacji i w najsilniejszej lidze świata. Na Lidze Narodów, kiedy Wołosz nie było, Wenerska grała świetnie. Była filarem naszej brązowej drużyny. Nie wiem dlaczego musiała usiąść na ławce.
Na mój amatorski, przyznaję, gust Wołosz po prostu źle nagrywa do Stysiak. Nie gra jej w tempo. Stąd liczne błędy i skuteczne bloki na naszej atakującej. Do tego doszła słaba gra Różańskiej. Świetny rezultat w pierwszym secie z Serbią był efektem dobrego odbioru Stenzel i beznadziejnego serwowania rywalek. Ale nawet w tym secie graliśmy w wielu fragmentach przeciętnie w ataku i bardzo słabo, żeby nie napisać fatalnie, z kontry. Później było tylko dużo gorzej. Sety nr 2 i 4 do zapomnienia, a w trzecim nie utrzymaliśmy lejcy i pozwoliliśmy Serbii wygrać seta, w którym do stanu 16:13, raczej dzięki kolejnemu słabszemu okresowi gry przeciwniczek, udawaliśmy, że panujemy nad sytuacją.
A propos atakujących. Jeśli ktoś miał wątpliwości czy Boskovic czy Stysiak, to trzeba przyznać, że Magda ten pojedynek wyraźnie przegrała. Serbka niemal z każdej pozycji potrafiła uderzyć nie do obrony. Mimo wystaw zbliżonych jakością do tych, które dostawała nasza atakująca.
Cóż. Falstart mają nasze siatkarki za sobą. Teraz wypada wierzyć że, po pierwsze, zejdą na ziemię (bo odnosiłem wrażenie że po niej ostatnio nie stąpają), po drugie zagrają w kolejnych ważnych meczach w składzie obecnie optymalnym, co nie jest tożsame z najbardziej uznanym na arenie międzynarodowej, a po trzecie na miarę tego co potrafią. Bo dzisiaj na pewno tak nie zagrały.
Idę oglądać Swobodę i Kaczmarek. Może chociaż z Budapesztu przyjdą dziś dobre wieści.
Inne tematy w dziale Sport