HareM HareM
798
BLOG

Idze stuknęła 70-tka!

HareM HareM Tenis Obserwuj temat Obserwuj notkę 69
Polka przekroczyła kolejny próg

Wiem, wiem.
Niedawno pisałem, że walka o pozycję nr 1 na świecie nie jest najważniejsza. Co zresztą podtrzymuję. I że ważniejsze jest wygrywanie Wielkich Szlemów czy nawet tysięczników niż uporczywa batalia o pozostanie na rankingowym tronie. I to tez podtrzymuję.
Bez względu jednak na moją czy czyjąkolwiek inną opinię, Iga Świątek ten swój rekord liderowania światowemu rankingowi z każdym tygodniem śrubuje. I właśnie jutro dośrubuje go do 70. tygodni, co z pewnością hucznie ogłosi WTA.
Są dwie klasyfikacje. Jedna to ta, która bierze pod uwagę łączny czas, przez który dany tenisista czy tenisistka, nazwijmy to umownie, przewodził(a) całemu stadu. Druga pokazuje jak długo rządził(a) jednym ciągiem, tzn. bez przerwy.
Dla Polki, przynajmniej na ten moment, liczby podane w każdej z tabel są jednakowe, bo pierwszy raz w życiu została liderką rankingu WTA 70 tygodni temu i od tego czasu jest nieprzerwanie na jego czele. Przy czym w hierarchii zawodniczek, które najdłużej, bez względu na przerwy, piastowały urząd pierwszej damy, Polka jest w tej chwili na miejscu nr 11, a wśród tych, które sprawowały rzeczony urząd najdłużej jednym ciągiem, dwie pozycje niżej. Pamiętajmy jednak, że w tym drugim zestawieniu aż pięć nazwisk poprzedzających Świątek się powtarza, a jedno z nich, Steffi Graf konkretnie, powtarza się nawet dwukrotnie. Co ni mniej ni więcej oznacza, że lepszy wynik od Polki miało w tym zakresie, w całej historii tenisa Ery Open, jedynie siedem sportsmenek.
Jak się można domyślić w obu zestawieniach przed Igą nie ma już żadnej czynnej tenisistki. Chyba, że za taką uznamy Karolinę Woźniacką, która kilka tygodni temu zapowiedziała powrót na scenę (obawiam się, niestety, że będzie to powrót w stylu Janne Ahonena w skokach; tak długi rozbrat z dyscypliną na najwyższym poziomie niczego dobrego nie wróży). Woźniacka przewodziła klasyfikacji ogólnej przez 71 tygodni, a więc o tydzień dłużej niż aktualny wynik Polki, i jest tuż przed Igą. W rankingu „ciągowym” duńska Polka jest daleko w tyle za Polką polską, bo z rzędu była na czele rankingu przez „zaledwie” 49 weekendów.
Czy Świątek ma szansę w obu tych rankingach awansować? To jest pytanie, na które odpowiedź przyjdzie stosunkowo szybko.
Dlaczego ja w ogóle teraz o tym piszę? Raz z powodu „okrągłości” wyniku Polki. Ale dwa, że ten marsz Igi po kolejne rekordy może zostać, i to już w niedalekiej przyszłości, zastopowany. Za dwa tygodnie, w niedzielę, kończy się bowiem turniej w Montrealu. To jest turniej rangi WTA 1000. W zeszłym roku raszynianka odpadła w Toronto (turniej rozgrywany jest zamiennie, co dwa lata, w Quebecu i Ontario) w trzeciej rundzie. Przegrała w niej wtedy z Haddad-Maią. Ma więc do obrony 105 oczek. W sumie niedużo i ważne, że nie więcej niż Sabalenka, która rok temu, na tym samym etapie zawodów uległa Rumunce Halep, którą chwilę później zawieszono i tak już, dobre 9 miesięcy z hakiem, dziewucha wisi. Natomiast jej trener, pana Mouratoglou mam na myśli, notabene były wieloletni mentor młodszej Williams, nie został oskarżony o nic. „Święty być może” (polecam książkę Anne Tyler o tym tytule; dopiero teraz doszło do mnie, że to mogło być o nim). Na dziś Białorusinka traci do Polki dokładnie 645 punktów. W Montrealu można  zgarnąć punktów 900. Trzeba tylko wygrać turniej. Jeśli Sabalenka w Kanadzie zwycięży, to Iga, żeby pozostać na czele rankingu musi się więc dostać co najmniej do półfinału. Za to dostaje się 350 punktów. Za udział w ćwierćfinale tenisistki otrzymują po 190 punktów, a to za mało by dalej przewodzić stawce. Oczywiście sprawę rozwiązuje natychmiast brak zwycięstwa Sabalenki w Montrealu. Wtedy Polka może nawet odpaść w pierwszej rundzie.
Mnie się wydaje, że zmiana nawierzchni na kortach Legii to był strzał w 10-tkę. Światek zdążyła się przez te kilka spotkań na nowo przyzwyczaić do harda i w Kanadzie będzie w naprawdę dobrej sytuacji. Przynajmniej w porównaniu z Sabalenką i Rybakiną, które przed Montrealem nigdzie na twardej nawierzchni nie wystąpiły i nie wystąpią. Dlatego, i biorąc pod uwagę wyniki jakie padły w Polsce, dużo łatwiej mi wyobrazić sobie kanadyjską wiktorię Polki niż którejś z tych dwóch. Żeby jeszcze nie panikowała jak prowadzi 6:1, 5:2 i 15:0… to już będzie całkiem dobrze. Choć ja mam na to swoje wytłumaczenie. Podzieliłem się tym z żoną i, nie kontestując w żadnym wypadku moich przypuszczeń, kategorycznie zabroniła mi o tym pisać. Więc nie piszę. Żony się trzeba słuchać.

PS1
A tak w ogóle. Było to już wiadomo po Wimbledonie, ale jakoś za każdym razem zapominałem o tym napisać. Otóż tak Sabalenka, jak i Świątek mają już zapewniony udział w WTA Finals. Rybakinie brakuje do tego na dziś trochę ponad 600 pkt, natomiast reszta powinna na razie skupić się na turniejach sierpniowych, bo po nich będzie można mówić sensownie o ich konkretnych szansach na październikowe finały.
PS2
O tym, że dzisiejsza wygrana w Warszawie to okrągły, 15., tytuł Igi Świątek pisać nie będę, bo wspomniałem już o tym przed turniejem, w poprzedniej notce. Jakby ktoś nie wiedział, to dopowiem, że nie sytuuje to Polki, na razie, nawet na miejscu w czołowej 30-tce w historii. To znaczy najprawdopodobniej, bo ja umiem wymienić na 100% w tej chwili tylko dwadzieścia kilka bardziej utytułowanych, 24 dokładnie, a tych kilku brakujących nie chce mi się, po prostu, po różnych statystykach szukać. Przy czym niemało z tych, które są przed nią, jakością wygranych tytułów nie sięga Idze do pięt. Też nawet.

HareM
O mnie HareM

jakem głodny tom zły, jakem syty to umiem być niezły

Nowości od blogera

Komentarze

Pokaż komentarze (69)

Inne tematy w dziale Sport