Oczywiście, jakby kto nie wiedział, Tunezyjka zdecydowanie nie jest w moim typie. Kocham ją więc od dzisiaj bardziej jak młodszą siostrę. Młodszą w ogóle i młodszą w wierze:)
Przed Wimbledonem wytypowałem (błędnie, jakby się kto pytał) finał turnieju. Ons Jabeur w nim nie było. Ale napisałem, można sprawdzić, żeby jej, broń Boże, nie lekceważyć. Bo nawet bez formy, a jeszcze w czerwcu była przecież zdecydowanie poza nią, stać ją jeśli nie na wszystko, to na wiele.
Okazało się, że Ons stać nie tylko na wiele, ale właśnie na wszystko. Na swojej drodze do tegorocznego finału trafiła na cztery zwyciężczynie Wielkiego Szlema i wszystkie cztery odprawiła z kwitkiem. Za każdym razem, oprócz Kvitovej, mając na początku trudności, ale za każdym razem będąc lepszą i nie pozostawiając co do tego nikomu, na czele z tą czwórką, grama złudzeń. Z tych cterech wielkoszlemowych mistrzyń jedna to, przypomnę, obrończyni tytułu sprzed roku, a druga to, do pół godziny przed zakończeniem dzisiejszego spotkania, wirtualny numer jeden światowego rankingu live.
Nie wiem jak się skończy sobotni finał. Vondrousova na pewno nie z tych, co klękają przed meczem. I też już chleb z niejednego pieca jadła. W dodatku, podobnie jak Muchova, jest znacznie lepsza niż wskazuje jej ranking, który byłby pewnie o niebo lepszy gdyby nie prześladujące obie Czeszki kontuzje. I też, podobnie jak Finezyjka, będzie walczyć o swój pierwszy Wielki Szlem. Więc będzie, nomen-omen, gryzła trawę.
Ale ja życzę zwycięstwa Arabce. Zasłużyła jak nigdy. Szczególnie z polskiego punktu widzenia. Te pierwsze miejsce w rankingu jest oczywiście znacznie mniej ważne niż się niektórym wydaje i bardziej służy do pompowania różnych baloników i tego, żeby było o czym pisać, ale jak się tak patrzy, jak Iga pnie się w tej tabeli najdłużej bez przerwy przewodzących stawce, to przychodzi na myśl, że czemu nie ma piąć się dalej, skoro są po temu możliwości. Mnie dziś przy 4:2 dla Sabalenki w drugim secie i piłce, czy nawet piłkach, na 5:2 niespecjalnie ruszało, że Świątek za chwilę przestanie być światową jedynką, ale teraz, skoro nie przestała, to nie widzę powodu, żeby tego rekordu nie śrubować. Bez zwracania przez nią na to uwagi. Wtedy to będzie łatwiejsze. Śrubowanie, znaczy.
Ważne, żeby cały czas pamiętać o jednym. Utrata statusu numeru jeden nie jest najważniejsza. Najważniejsze jest grać swoje. I na powrocie do grania swojego trzeba się obecnie skupić. Bo w meczach z Bencić, a szczególnie ze Switoliną, swojego Iga nie grała. W półfinale wyszło, jak wygląda Ukrainka na tle dobrze poukładanej rywalki. Wniosek nasuwa się sam. W środę Iga była wyjątkowo niepoukładana. Rozregulowana, znaczy. I to pan trener Wiktorowski winien natychmiast naprawić.
PS
I pomyśleć, że wszystko to tylko i wyłącznie dzięki Magdzie Fręch.
No bo gdyby tak, wzorem zeszłorocznej Magdy Linette z Paryża, nie zlekceważyła Finezyjki w I rundzie i wygrała... Strach się bać:)
Inne tematy w dziale Sport